Skocz do zawartości

anu

Members
  • Postów

    85
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez anu

  1. anu

    Witbier dla zaawansowanych

    Kiedy w końcu pić tego wita po butelkowaniu? Świeżego czy dać mu poleżeć?
  2. Można prosić o odnośnik do receptury?
  3. Samo warzenie jest ok. Najgorsze jest to, jak ktoś stoi za plecami i podważa jego sens.
  4. Ale trzeba założyć, że kolega pił już w życiu jakieś sklepowe piwo. Czyli raczej nie jest uczulony na chmiel itd., no chyba, że składników piwa w takim piwa nie ma.
  5. anu

    Uszkodzona emalia?

    Ja odpryski zaszpachlowałem silikonem akwarystycznym. Tubka 3 czy 5 ml kosztowała poniżej 2 zł i wystarczy na długo. Żeby wygładzić powierzchnię silikonu, trzeba go przetrzeć czymś gumowym - np. wilgotna rękawiczka na dłoni - zamoczonym dodatkowo w płynie do naczyń. Garnek ma za sobą dwa zacierania i gotowania i rozwiązanie wydaje się skuteczne. Ewentualna ponowna wymiana warstwy nie będzie trudna, a malutka tubka wystarczy chyba do przyszłego stulecia.
  6. Przy okazji i ja się podłącze. Czy w przepisie z pierwszego postu można zastąpić bez większego wpływu słód carpalis jakim słodem karmelowym ze Strzegomia? I taka sprawa bardziej ogólna. Ja drożdze trappist akurat mam i to już w sporej ilości w postaci gęstwy po witbirze. I zastanawiam się co dalej, czym różnią się piwa, do których można te drożdze zastosować. Bo w zasadzie piwa belgijskie mają zbliżone receptury - dużo słodu jęczmiennego plus cukier kandyzowany. Czy piwo z pierwszego postu, czyli belgian blond ale, według tej receptury jest wyraźne inne niż jakiś dubbel? Aha, a czy na trappistach można zrobić saisona, który zmieści się w stylu? No i znów ten problem, czy podstawa piwa nie będzie zbliżona do jakiegoś dubbla czy blond ale, a cechą wyróżniającą będą tylko skórki pomarańczy? Na pewno chciałbym na tych drożdzach zrobić tripla, wita już zrobiłem. Co pośrodku byłoby zatem najbardziej charakterystyczne, inne niż te dwa wymienione piwa? Dubbel, blond ale, czy saison, jeśli wyjdzie na tych drożdzach. Aha, a trappist i piwo świąteczne? To miałoby ręce i nogi?
  7. Jest jeszcze inna opcja - piwo domowe z puszki. Literatura nie jest konieczna, bo większość informacji jest w sieci. Tylko jakiś dobry, dwupuszkowy zestaw, bez dosładzania cukrem. Oprócz tego trzeba zainwestować w wiaderko, a reszta znajdzie się w domu. Jak się spodoba, to będą dodatkowe zakupy.
  8. Mimo zapowiedzi, że będę rozdzielał gęstwę, zlałem tylko piwo, przemyłem wodą i odstawiłem do ponownego rozwarstwienia. Ciągle mam wątpliwości, więc pozwolę sobie na ponowne pytanie z wyraźniejszym zdjęciem.Na ile przydatna jest pierwsza od góry, dość duża warstwa osadów? Ta ciemnejsza linia nad najgrubszą jasnokremową warstwą drożdzy. Usunąć to? Potencjalnie to jakieś śmieci, ale dlaczego nie opadły na dno? Ale może to jakaś forma drożdzy, w takim wypadku byłaby to 1/3 urobku, więc wolę się upewnić, co to jest.
  9. W niedzielę zebrałem gęstwę drożdzy belgijskich. Z braku czasu nie przeprowadzałem na niej żadnych bardziej złożonych operacji. Ot co, do fermentora nieco wody, żeby łatwiej zlać do słoika, a słoik do lodówki. Nie planuję bardzo szybkiej warki, chciałbym więc drożdze przygotować do urlopu. Mam trochę kłopot z ułożeniem się drożdzy. Ok, na dnie śmieci, powyżej żywe drożdze, ale na samym wierzchu kolejna luźna warstwa czegoś ciemniejszego. Co zrobić? Zostawić tak jak jest? Wybrać tą wierzchnią warstwę? Zabełteć i po odczekaniu zlać zawiesinę bez śmieci? Ale jeśli nie zbiorę tej pierwszej warstwy, czy znów mi się nie osadzi, bo ta frakcja opada najpóźniej? Chociaż w sumie chyba przesadzam.. Skoro ta warstwa jest luźna, to mi się zleje z płynem. Czyli zlać. Dolać wody. Zabełtać. Poczekać na osad na dnie, a płyn do drugiego słoika.
  10. Ja też mam za sobą dwie warki i idę chyba inną drogą co ty. Ja drugą warkę potraktowałem już swobodniej i poszło zdecydowanie sprawniej, bo choć postępowałem według planu, to nie stresowałem się dzieleniem włosa na czworo. Ty dzielisz włos już ma ośmioro. W refermentacji najważniejsze jest bezpieczne dofermentowanie piwa, które się podaje refermentacji i tyle. Cała reszta, czyli stopień nagazowania, a więc i ilość surowca do refermentacji, jest zależna od stylu piwa i preferencji. Cukier ma nagazować i taka jego rola, więc w zasadzie nie ma co się nim zajmować, bo ostatecznie znika.
  11. Po 2 tygodniach f.burzliwej rozlałem wita, który z 11blg zszedł do 2blg. Wrażenia z degustacji zielonego piwa na razie neutralne, ale cierpliwość u mnie wzrasta i nie ma paniki. Na razie jest więc wodnistość; wyraźna kolendra zanikła i została przykryta goryczką. Trudno mi zdefiniować ten smak - gorzko czy cierpko, czy pochodzi od chmielu czy od skórek. Dodałem sporo skórek mandarynek, w dodatku były to skórki całe, bo jak wiadomo są cienkie i odchodzą w całości, zatem poszło sporo tzw. białego. Nazbierałem za to dużo czystych i zdrowych drożdzy, które pięknie pokryły całe dno. W porównaniu z poprzednimi rozbitymi drożdzami pszenicznymi, drożdze belgijskie to okaz zdrowia i żywotności. Spijam też końcówkę piwa pszenicznego, króre utraciło większość swoich cech, mimo że od rozlewu nie ma jeszcze miesiąca. Wrażenia jakbym pił lagera ze sporą goryczką.
  12. Pochwalisz się , co to za termostat? Po prostu lodówka, czy coś bardziej wymyślnego?
  13. Jakby przypadkiem ta miedziana leżała odłogiem i być może rozważasz sprzedaż, to zajrzyj na priv.
  14. Po 10 dniach pierwszy kontakt z warką nr 2, czyli Witbierm. Zaglądania było tym razem mniej, bo piwo powędrowało do piwnicy. Pierwotnie w piwnicy było 17 stopni, ale przyszło ocieplenie i zrobiło się cieplej niż w mieszkaniu - 22 stopnie. Piwnice w blokach mają chyba sporą bezwładność cieplną i wyrównanie temperatury trwa jakiś czas. To wskazówka na przyszły raz, bo stwierdziłem - o na dworze ciepło, a tu chłodno. Ostatecznie piwo stało w górnych zakresach temperatur większość czasu. Z zamiaru stopniowego podnoszenia temperatury nic nie wyszło, a i z lenistwa zrezygnowałem z montażu pudła styropianowego, która czeka tylko na sklejenie. Mimo fermentacji w tych temperaturach drożdże - trappist high gravity - wciąż pływają sobie po powierzchni. Co prawda gruba piana już opadła, ale tafla zielonego piwa nie jest czysta i tylko w niewielkim stopniu przeziera przez cienką - ale zalegającą na większości powierzchni - warstwę drożdży. Generalnie zastanawiam się, czy skoro kontroluję piwo dopiero po 10 dniach, zostawić je do końca na burzliwej, czy monitorować je i przelewać na cichą, a jeżeli przelewać, to tylko na podstawie blg czy czekać jednak na opadnięcie drożdży. Blg jest na poziomie 1 lub 2 - muszę koniecznie zaopatrzyć się w większe naczynie, bo cukromierz lepi mi się do ścianek. Cicha kusi mnie też o tylę, że jest myśl - a dosypać jeszcze skórek czy czegoś innego. Smak młodego piwa nie najgorszy. Jest kolendra - która jak nic przypomina mi sowieckiego szampana - jest cytrusowość, choć ta ostatnia jest według mnie wniesiona przez drożdże. W zasypie dominowały skórki mandarynek, a tę cytrusowość zdecydowanie w stylu cytryny pamiętam jeszcze ze startera, robionego na mini warce z czystego słodu jęczmiennego (no chyba, że swoje zrobiły skórki z 1,5 cytryny zagubione w górce skórek w kolorze pomarańczowym). Kolor jak na razie lekko mętny, również w tonie jasnej cytryny, tak jak wspomniany starter. Jak na zielone piwo wydaje się nie najgorzej zbalansowanie, a ma przecież jeszcze czas na dodatkowe ułożenie się. Jestem dobrej myśli.
  15. W niedzielę będzie 2 tygodnie od zabutelkowania. Dziś w piątek "analizowałem" sporą próbkę z warki nr 1 - 4 butelki i to nie koniecznie dla dobra nauki, ale z przyjemnością, choć zapewne im test dalej postępował tym był mniej obiektywny. Generalnie piwo jest znaczne lepsze niż na początku, choć nie wiem czy przybliża się, czy oddala jednocześnie od stylu. Warto zaznaczyć, że próbowałem przypadkowe butelki, te które podeszły pod rękę w piwnicy, w tym pierwsze z rozlewu, w charakterystycznych butelkach. Wcześniej do oceny poszły ostatnie butelki z rozlewu, a więc te z największą ilością osadu drożdzowego. Piwo było znacznie klarowniejsze nawet po nalaniu osadu z dna. Piana znacznie mniej trwała, po opadnięciu wręcz zerowa. To oczywiście na mimus, ale są to cechy estetyczne. Najważniejszy jest smak. Tu pojawiły się nuty owocowe. Aromat goździków czy bananów nie pojawił się mocno, ale owa ogólna owocowość jest obecna też w aromacie. W dodatku owa słodka owocowość nie jest już zakłócana przez alkohol, który złagodniał, ułożył się, stąd piwo nabrało cech sesyjnych. Generalnie piwo zrobiło się bardziej smaczne i bardziej pijalne, choć nie wiem , czy bardziej pszeniczne. Chyba jednak tak. Na początku były owszem pewne silne posmaki pszeniczne, ale cała reszta psuła wrażenie. Dziś owe posmaki są być może bardziej subtelne, ale i tło złagodniało i wyszlachetniało, co w sumie tworzy lepsze wrażenie. W pierwszym podejściu do warki powiedziałbym, że bez wątpliwości piję pszenicę, choć słabą. Dziś powiem, że piję całkiem dobre piwo, choć nie dam głowy, że to pszenica. Żeby obiektywnie ocenić to piwo musiałbym wypić ma świeżo kilka piw komercyjnych w tym stylu. Zapewne moja produkcja by nie wygrała, ale nie wykliczam, że coś by tam wyprzedziła. No, ale zamiast wydawać pieniądze na takie konkurencje, wolę je odłożyć na kolejny zasyp.
  16. A jak średnica ten nowej 15 minutowej chłodnicy?
  17. anu

    termometr - tani i dobry

    Mam jakiś tani termometr elektroniczny, ale nie do końca mu ufam. Chciałbym go uzupełnić czymś analogowym. Jest sens w zainteresowaniu się starym termometrem rtęciowym? Czy rtęć ma przewagę dokładności nad obecnie stosowanymi termometrami alkoholowymi? No i czy 40 letnia sztuka - co prawda nie używana - nie jest oby rozkalibrowana zębem czasu? Aha, a które medium będzie szybsze? Bo dokładny, ale powolny termometr traci na atrakcyjności. A jak sprawdzają się termometry mechaniczne z kapilarą?
  18. Jedziemy dalej Warka nr 2 Piwo o wielu imionach: Witbier, Piwo Białe, Bier Blanche czyli po mojemu "Pomarańczowa Kolenderka" 11 - 11,5 blg 21 litrów Uwarzono 2 listopada 2014 r, drożdze zadano dzień później Rozlano 17 listopada, po 2 tygodniach burzliwej, zeszło do 2-2.5 blg, do refermemtacji poszło 125g cukru, wyszło 39 butelek Zasyp według przepisu dori, czyli: słód pilzneński 2,0kg słód pszeniczny 0,5kg płatki pszenne 0,8kg mąka pszenna 0,2kg płatki owsiane 0,4kg Do tego 25g Marynki na całość gotowania Drożdże i przyprawy inne niż w przepisie. Drożdże to Trappist High Gravity. Natomiast przypraw uzbierało się tyle: 15g zmielonej kolendry, dwie torebki ekspresowe rumianku, 185g skórek cytrusów (85g mandarynek, 70g pomarańczy, 30g cytryny). Przyprawy dodano na 10 i 3 minuty przed końcem warzenia w dwóch równych porcjach. Zacieranie: 100 minut w 65 stopniach 30 minut w 72 stopniach W celu rozmnożenia drożdży zrobiłem mini warkę na słodzie jęczmiennym. Starter nie jest do oceny smaku, ale jak na wita wyszedł obiecująco - aromaty cytrynowe. Drożdże zadałem w temp. 21 stopni, obecnie warka stoi w piwnicy w temperaturze 17 stopni - pierwsze godziny fermentacji były przyjemnie zapachowo (lekkie owoce), ale wkrótce potem pojawił się siarkowodór. Być może w przypływie weny będę starał się chałupniczo ponosić temperaturę, choć nie mam ku temu precyzyjnych środków. Co do dotychczasowych spostrzeżeń z drugiej warki: - mimo, że zarówno płatki owsiane jak pszeniczne posiadałem w wersji błyskawicznej, zdecydowałem się na kleikowanie, które długo było wątpliwe (płyn dawał negatywną próbę, ziarno pozytywną), poza tym mimo intensywnego mieszania mikstura się przypaliła, ale na szczęście choć było sporo skrobania dna garnka, spalenizna nie dała o sobie znać; - znów miałem kłopot z pomiarem temperatury, której stałość jest chyba umowna - jak się nie miesza, a czujnik jest w jednym miejscu, to jest ok, ale w innym przypadku to loteria; mam termometr elektroniczny o szybkiej reakcji, czujnik pływa sobie swobodnie na kabelku i podąża za mieszającą łyżką, co owocuje tym, że temperatura w ciągu kilku sekund może skoczyć i o 10 stopni; owszem mogę mniej mieszać, mogę ustabilizować czujnik, ale pomiar będzie w ten sposób miejscowy i tak naprawdę nie będę wiedział, co dzieje się w reszcie gara; - mimo dużej ilości przypraw nie czułem ich podczas gotowania, ani podczas rozlewu schłodzonej brzeczki; mam nadzieję, że aromaty ujawnią się potem; - mam 25l litrowy garnek, więc poprzednim razem wysładzałem tylko do 22l w obawie o wykipienie; obawy się nie sprawdziły, więc podczas drugiej warki gar wypełniłem po brzegi, ale mimo większej startowej ilości brzeczki przed gotowaniem uzyskałem dokładnie tą samą ilość wygotowanego płynu po takim samym 60 minutowym gotowaniu na tej samej kuchence - 17 litrów; poprzednim razem wygotowało się 5l, teraz co najmniej 7l(!), trzeba było więc uzupełnić 3 litrami wody; - moje pomiary blg wygotowanej brzeczki okazały się tragicznie niedokładnie, od 8blg do 14blg, a to miałem gotować jeszcze brzeczkę, żeby ją zagęścić, a to rozważałem dodanie cukru, a w końcu dodałem wody... używam mini cukromierza, w dodatku za naczynie służy mi fabryczne etui, w ten sposób oszczędnie pobieram tylko 6 ml próbki; tak małe próbki można szybko schłodzić, choć nie wykluczam błędu temperatury, ale problemem jest chyba zbyt małe etui; po zlaniu brzeczki odzyskałem jeszcze pół litra piwa z chmielin, te schłodzone pół litra zmierzyłem w kuflu, z braku cylindra, dużym cukromierzem - wyszło 14 blg; może nie wyrzucę mini cukromierza, ale 6ml próbki to jednak za mało, trzeba będzie kupić coś większego i nie żałować tak zielonego piwa, bo te oszczędnie pomiary skończą się w końcu granatami - poprzednim razem próbowałem chłodzenia chałupniczym płaszczem wodnym, doszedłem do wniosku, że nie ma to sensu, bo i tak chłodziłem końcówkę na balkonie; tym razem wystawiłem od razu na balkon i przeprosiłem się z prymitywnym płaszczem wodnym - na balkonie po 12 godzinach, w tym większość w nocy, brzeczka wciąż miała ponad 30 stopni
  19. anu

    Witbier dla zaawansowanych

    Ja zadałem trappist high gravity. Nie są to drożdze dedykowane, ale z lektury forum wynika, że dadzą radę. Robiłem z nimi mini warkę na słodzie jęczmiennym dla rozmrożenia. Wynik był obiecujący jak na zadanie do wita - wyszła taka nieco cytroneta. A jak jest z temp. fermemtacji. Mogę wynieść do piwnicy ma kilka dni do 15 stopni, ewentualnie potem czymś okryć, żeby podbić nieco w górę, czy lepiej trzymać w domu od początku w 21 stopniach. Na stopniowe precyzyjne podnoszenie temperatury nie mam czasu, inwencji i cierpliwości, choć w piwnicy leży już pocięty styropian na pudło fermentacyjne - ale to sprawdza się chyba do stałego zbicia temperatury.
  20. Następna degustacja pierwszej warki po 1,5 tygodnia. (Przyznam się przy okazji, że pierwsza degustacja była nie po tygodniu, ale po 3 czy 4 dniach. Niby do 7 dni było niewiele, ale procentowo było to 50 proc. szybciej niż minimum cierpliwości). Generalnie jest zmiana w percepcjo alkoholu. Nie ma już uczucia palenia w przełyku po spożyciu. Po uczuciu chłodu w przełyku, pojawia się ciepło w żołądku. Nawet jedno piwo potrafi "zmęczyć" i zachęcić do drzemki. Zacząłem wręcz podejrzewać, że za dyskonfort w postaci palenia w przełyku może odpowiadać osad po oxi. Słabo przykręciłem kran, co skutkowało przeciekami. Pewnie w sumie nie wykapało nawet jednej butelki, ale atmosfera zrobiła się nerwowa i rozlew był chaotyczny. Za dużo oxi, za krótki, czas na ocieknięcie, w niektórych butelkach mogły zostać kryształki środka do dezynfekcji.
  21. Po tygodniu nie ma już kilku butelek pszenicznego z warki nr 1. Oceniać będzie mi trudno, bo nie jestem jakimś sensorykiem, a i lista spożytych piw komercyjnych nie jest długa. W przypadku pszenicznego i tak jest dobrze - znam styl - ale za chwilę zaczną się piwa, co do których nie będę miał punktu odniesienia i o których powiem smakuje lub nie smakuje, co nijak będzie się wiązało z tym, czy piwo mieści się w stylu. Jak jest z pszenicznym? Przede wszystkim jest, nie zepsuło się i mimo zastrzeżeń zrobiłem po raz pierwszy coś co mieści się w najszerszym stylu pod nazwą piwo. A szczegóły? Kolor ok, mętny, bladopomarańczowy. Piana obfita, choć umiarkowanie trwała. Aromaty jak ma razie się nie odnalazły, coś tam jest, ale ledwie wyczuwalne. Smak mocno wytrawny, orzeźwiający. Po tygodniu są zmiany w odbiorze alkoholu, choć nie wiem, czy na plus. Przy rozlewie piwo wydawało się wodniste, a potem było zaskakujące, przyjemne uderzenie ciepła. Teraz to znikło, a piwo stało się mimo wytrawności minimalnie bardziej treściwe. Niestety alkohol - jeżeli dobrze identyfikuje winowajcę - zalega potem długotrwale w przełyku i pojawia się palenie czy zgaga. Aha, piwo ma natomiast charakterystyczny dla pszenic finał, posmak zostający w ustach. Generalnie jest to więc jakaś tam pszenica, ale do wybitności jej daleko. Szkoda, że i smakowitość nie powala - a może odbiór ma związek z porą roku, która nie zachęca do piwa dobrego na upały. Wypiję, ale powoli, bez przysysania się do butelek. Może będzie to jakaś szansa dla piwa, bo dostanie dodatkowy czas na ewentualne ułożenie. Sprawdza się więc twierdzenie, że piwo pszeniczne nie jest wcale łatwe. Znałem zalecenia, jak zwiększyć prawdopodobieństwo sukcesu np. szok temperaturowy, rosnąca temperatura fermentacji itd., ale z różnych względów - choćby technicznych - nie zastosowałem tych "sztuczek". Ostatecznie nie wiem więc, skąd te umiarkowane efekty, bo nie wykluczam też przepracowanych drożdży. A propos drożdzy, zastanawia mnie dlaczego tak głęboko odfermentowały, mimo że zastosowałem długą przerwę w 72 stopniach. Roboczo tłumaczę to sobię niepowodzeniem zacierania w tym momencie, które mogło być spowodowane błędnym pomiarem temperatury, co zaowcowało brakiem cukrów dających poczucie pełności smaku. Czy ostatecznie kufel jest do połowy pusty czy pełny? Tu trzeba odwrócić powiedzenie, bo skoro pusty, to piwa ubywa, jest więc na nie popyt. Tak kufel jest pusty. Choć pusty dla mnie, który ma jakieś mgliste wyobrażenie o genezie wad piwa. Natomiast zastanawiam się, czy piwo puszczać w świat i czy dla zewnętrznego odbiorcy będzie ono dobrym ambasadorem domowego piwowarstwa.
  22. anu

    Witbier dla zaawansowanych

    Ok, kombinować z różą nie będę na razie. Martwi mnie co innego. Mimo sporej ilości przypraw - 15g kolendry, 2 torebki ekspresowe rumianku i aż 180g skórek (głównie mandarynek 10 sztuk, 2 pomarańcze, 1,5 cytryny) - w zasadzie nic nie czułem, ani w trakcie warzenia, ani w trakcie zlewania do fermentora po wychłodzeniu. Dodatki dorzucone na 10 i 3 minuty przed końcem. Trudno mi ocenić aromatyczność skórek - nie spodziewałem się powalającego efektu, ot co, lekkiego akcentu tylko. Ale kolendra była zmielona, pachniała wyraźnie - pomijam czy cytrusowo, czy szynkowo - i też jej nie ma. To normalne, a zapachy ujawnią się później?
  23. anu

    Witbier dla zaawansowanych

    Co prawda aromaty do ciast kupiłem, ale ostatecznie zrezygnowałem z aplikacji - bałem się plastikowego smaku, a i skład nasunął wątpliwości, co do wpływu na pienistość. Kolendra i naruralne skórki? Czy ja wiem, podczas gotowania brzeczki, nie czułem ich zbytnio. Może ujawnią się potem. Natomiast zastanawiam się teraz nad dziką różą. Oczywiście, to byłby mój wybór i moje ryzyko. Pozostają kwestie teczniczne. Ile ma 20 l, z pestkami czy wydrążone? Po prostu nieprzetworzone owoce, a może przemrożone lub przegotowane w syropie cukrowym itp.Do gotowania już nie dodam. Ale brzeczka jeszcze się chłodzi - mogę dodać przed zadaniem drożdzy, podczas burzliwej lub podczas cichej? Generalnie chodzi o to, żeby róża oddała stosunkowo jak najwięcej aromatu i smaku, choć z drugiej strony chodzi mi raczej o silny akcent, a nie o domimację. No i czy jest sens tworzyć taką mieszankę : cytrusy, kolendra, rumianek i róża. Może zostawić ją na jakiś solowy popis?
  24. W zasadzie dobre pytanie. Skoro do ostatniej butelki nalałem resztki z dna fermentora, to nie było tam cukru z syropu... A mocno się nagazowło już po trzech dniach... To by wskazywało na to, że piwo niedofermentowało. Ale to chyba tak się nie odbyło...? Tak naprawdę to nie pamiętam, co robiłem z tą ostatnią butelką. Czy była niepełna po zalaniu z wiadra z rozrobionym syropem, więc uzupełniłem mętnymi resztkami z fermentora? Chyba coś takiego. Może to i dobrze, że ją rozbroiłem.
  25. Był zrobiony syrop, zdaje się około 700 ml wody plus 170 g cukru, nie chłodziłem go specjalnie, zalałem tylko zimnym piwem i solidnie rozmieszałem. Oznaki nagazowania pojawiły się szybko, nawet zbyt szybko - ale chyba to niemożliwe, żeby zeszło jeszcze z 1blg do 0 blg, a w piwie było jeszcze coś do przefermentowania? Co do drożdzy, to wiedziałem, że "używane" będą już nieco słabsze, ale sama fermemtacja pachniała wyjątkowo zachęcająco, byłem dobrej myśli, jeżeli chodzi o estry. Ale kiedy drożdze opadły, opadły i zapachy, a w piwie pozostało ich niewiele. Choć to przedwczesne oceny: może oczekiwania mam za duże i poza stylem - jakbym liczył na bananowe piwo smakowe, zielonego piwa nie próbowałem wiele, no i jeszcze ma szansę się ułożyć.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.