-
Postów
77 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Nowości
Receptury medalowe
Profile
Forum
Galeria
Pliki
Blogi
Wydarzenia
Sklep
Collections
Giełda
Mapa piwowarów
Treść opublikowana przez r2less
-
Masz rację to podchloryn, a nie ClO2 w kontakcie z fenolami daje chlorofenole, czyli aptekę w piwie. W ostatniej warce problem wybitnie-niezaprzeczalnie apteczny miałem w jednej butelce. Nie mogę wykluczyć czy nie znalazły się w niej resztki jakiegoś domestosa. I to by potwierdzało powyższe. Natomiast reszta warki, jak i poprzednie trzy mają mdły jakby chemiczny posmak. W życiu takiego nie doznałem, trochę mi się z aptecznym kojarzy, ale może to pod wpływem lektur. Kolega 'mamdobreklapki' pisze o mydlanym - od biedy mógłbym tak go nazwać. Gdańsk-Morena! Witam kolegę . Chyba widziałem Twój post jak umawiałeś się z kimś na Morenie na degustację piwa, które czymś trącało. Mój 'aromat' jest dla mnie czymś tak nowym, że ciężko mi powiedzieć o nim mydlany, ale chyba tak samo mu blisko do mydła jak do apteki. Piwo z pierwszej wadliwej warki zaostało już wypite, mimo wad. Piwo z drugiej warki ma teraz 3 miesiące od butelkowania i powiem tak: wczoraj, po 2 tygodniach przerwy sięgnąłem po nie i ...jest lepiej. Natomiast z trzecią warką rozlaną 2 tygodnie temu jest gorzej. Ale tak jak pisałem w pierwszym poście, rozkład tego badziewa na butelki jest bardzo nierównomierny (stąd między innymi padło moje podejrzenie na ClO2), więc muszę jeszcze trochę podegustować. Ale może jeszcze z miesiąc poczekać? No i namierzałem się na spotkanie Degustatorni w ostatni czwartek, ale nie dałem rady ... Wątek jest już dość długi. Chciałbym wyrazić wstępnie ukształtowaną opinię, że to nie ClO2 zabija mi warki.
-
Ile litrów piwa uwarzyliśmy w roku 2013
r2less odpowiedział(a) na elroy temat w Wsparcie piwowarskie
Jasne pełne 54 l Witbier 44 l RAZEM 13446 l -
olo333 i kilku innych piwowarów, przekonaliście mnie, że ClO2 jest w porządku. Z jednej strony szkoda, bo muszę szukać dalej, aczkolwiek ekperyment zrobię i tak (kilka butelek chlorem, kilka nie-chlorem). Z drugiej strony mam pewien zapas ClO2, który starczy mi prawdopoodbnie do końca życia. Jeśli za jakiś czas, pewnie za jakieś dwa miesiące, utwierdzę się w tej nowej wiedzy doświadczalnie, to wyedytuję pierwszy post z tego wątku i wyryję tam złotymi zgłoskami "ClO2 Przyjacielem Piwowara! (a na pewno nie wrogiem)". Niebawem Niebawem przejrzę każdy centymetr sześcienny mojego domowego browaru i wymienię (lub wyżarzę) wszystko co podpadnie, i będę nieprzejednany. Pozdrawiam kolegów (koleżanek chyba nie było we wątku) i dobranoc.
-
Faktycznie, pamiętam z opisu preparatu, że jest używany do uzdatniania wody, choć pewnie w innych proporcjach. Chyba nie zalewa się studni w stosunku 1:3. Cysternami by się uzdatniało. No ale skoro kolega mateos wypił i żyje, i mu smakowało, to już się dwutlenku chloru nie obawiam.
-
A zaraz... Zalałeś szklankę roztworu clo2 piwem? I zero posmaków!? Rany boskie... Nie mam wiecej pytań. Idę wyprażyć kuchnię gorącym żelazem. Zauważyłem brak nagazowania w tej butelce po około tygodniu od rozlewu i wtedy spróbowałem piwa. Używam roztworu o takim samym stężeniu. Na myśl o spróbowaniu go po rozcieńczeniu piwem w stosunku 1:3 (250ml dopełniłeś do jednego litra) robi mi się gorąco.
-
A zaraz... Zalałeś szklankę roztworu clo2 piwem? I zero posmaków!? Rany boskie... Nie mam wiecej pytań. Idę wyprażyć kuchnię gorącym żelazem.
-
Ostatnio miałem problem z nagazowaniem jednej butelki 1l. Pozostałe butelki nagazowane, zacząłem się zastanawiać jak jest tego przyczyna i olśniło mnie że nie wylałem clo2 z tej butelki, było go około 250cm3 o stężeniu 100ppm. Spróbowałem i nic niepokojącego w smaku nie wyczułem. Szkoda było wylać więc dodałem świeżej gęstwy, po paru dniach ładnie się nagazowało. Później też zostało zdegustowane, brak jakichkolwiek obcych posmaków. Co to było za piwo?
-
No, to póki co idę do piwnicy po trzy butelki z różnych warek i poszukam organoleptycznie niechcianych części wspólnych. Zaraz Liga Światowa w TV. Trzeci wit właśnie kończy fermentację. W tygodniu go rozleję, ale jakoś tak się sklada, że wita nic nie rusza.
-
Cóż. Powyższa dyskusja skłania mnie do wniosku, że chlor piwu nie robi.
-
jestem Szacun brachu! Na czym Twoje niepłukanie polega? Na nie płukaniu? Wylewne to to nie było, ale wyczuwam słuszne luźne podejście dezynfekcyjne. Ale chodzi mi o na przykład o czas jaki butelki po dezynfekcji czekają na rozlew. No i rozumiem, że piwo smaczne. A takie klasyczne jasne pełne, bez karmeli i majonezów, też bez posmaków? Ta... pewnie, że tak.
-
jestem Szacun brachu! Na czym Twoje niepłukanie polega?
-
wielu Skoro to popularna technika, to chlor jako przyczyna niniejszym odpada. Tak, zrobię taki test. Codziennie nie warzę, a na objawy i tak czekać muszę miesiąc. Śledztwo może się więc przedłużyć, a tu jeszcze lato w pełni.
-
Ciekawe czy jest na forum jakiś kozak , który tak jak ja, nie płukał butelek po clo2. No właśnie, innych symptomów nie widzę, ale będę czujniejszy. Łyknę trochę literatury w tym temacie. Ta butelka z kąta była tak samo traktowana jak inne. A do kąta odstawiłem, bo zrezygnowałem z zielonego szkła. Choć nie wykluczam, że akurat w tej jednej mogło już coś mieszkać (ale to musiałby być naprawdę fatalny zbieg okoliczności).
-
Środowisko jest kuchenne. Innego w sumie nie mam. Ale robię tu wszytko, a alien pojawia się po butelkowniu i to z różnym natężeniem. Prędzej złapałbym obcego przy chłodzeniu i przy nalewaniu brzeczki do fermentora. Na razie wyeliminuję tego chlora i, a co tam, przepłuczę tylko i tak czyste butelki wrzątkiem. Pytanie, które mnie najbardziej nurtuje, to to, czy clo2 potrafi tak fatalnie przyparawić piwo przy refermentacji.
-
Skoro drożdże dały radę do 11%, to czy nie łykną jeszcze trochę słodyczy i nie wytrzymają jeszcze tej odrobiny procenta (~0,3%). Poza tym możesz rozrobić cukier/glukozę w takiej proporcji z wodą, żeby uzyskać blg takie samo jak brzeczka przed fermentacją. Jeśli na przykład użyjesz 150g glukozy rzopuszczonej w pół litrze wody to dostaniesz 23 blg. Jak użyjesz litra wody, to też tragedii pownie nie będzie. Stężenie alkoholu w całej warce w każdym razie nie wzrośnie. Przy tak ciężkim piwie może warto dodać do refermentacji trochę gęstwy z fermentora. Gdzieś coś w tym temecie było chyba na forum.
-
Ja się w sumie zgadzam, nie ma sensu. Ale odpowiedź jest jednak za krótka. Bo czy powodem tego zła w moim piwie jest właśnie chlor?
-
A myślałem, że jestem liberalny w tym względzie. Chlor był dla zabicia wyrzutów sumienia. Przy okazji zabijałem piwo. Moja zmywarka nie da rady, za wąska, za niska. Poprzestanę więc na odrobinie wrzątku przed rozlewem.
-
Hej, Do dezynfekcji butelek używam dwutlenku chloru (clo2). Po wypłukaniu butlek gorącą wodą zraszam je od środka roztworem clo2, odstawiam na około pół do godziny i wylewam z nich resztki wody po roztworze. Na mój nos śladów chloru po takiej operacji już nie ma. Samo piwo przed rozlewem jest bardzo piwne i zapowiada się świetnie. Leję je więc z odpowiednią ilością glukozy do szkła. Kapsluję. Jako że warzę od niedawna i wszystkiego jestem ciekaw, to co mniej więcej dwa dni otwieram sobie małą buteleczkę i degustuję, obserwuję jak zawartość się zmienia. I tak, niedługo po butelkowaniu wyczuwam diacetyl (o ile mój niewprawny nos i wyczytane opisy zapachów mnie nie mylą). Po około tygodniu maślaność powoli ustępuje i już widzę ten kierunek, i już się cieszę, i już sobie wyobrażam samą pychotę jaka mnie czeka za kilka tygodni. Ale kiedy mija drugi tydzień pojawia się kurczę jakiś intruz w smaku i zapachu. I jest już raczej coraz gorzej. Jakiś taki mdły i jakby chemiczny ten posmak. I na dodatek w jednej butelce bardziej wyczuwalny, w innej mniej. No, myślę sobie, infekcja chłopie. Wczoraj sięgnąłem po butelkę, z której przez przypadek nie odlałem resztek po roztworze chloru i która nie miała zbyt wiele czasu na odparowanie. Źle oszacówałem ilość piwa przed rolewem i ostatnie pół litra wlałem do znalezionej w kącie butelki na szybko dezynfekowanej, niedbale zresztą. A, że była to jedyna zielona w zestawie, to wiem, że to właśnie ona. Zapach jej zawartości mogę bez wątpienia określić jako wybitnie apteczny. Waliło jak z fiolki po jakichś prochach (ciekawe, że koledzy nie wiedzieli o co mi chodzi). Powyższe dotyczy trzech warek (tylko słód pilzneński, drożdże S-04, średnio chmielone, ~15 Blg). Do dwóch pierwszych nie używałem jeszcze chłodnicy i chłodziłem otwatry gar na balkonie, śniegiem i mroźnym powietrzem. Trzecia warka już potraktowana chłodnicą zanurzeniową. Dwukrotnie warzyłem jeszcze witbiera i ten wyszedł świetnie, ale może kolendra i cytrusy przykrywają problem (choć ostatnio "coś" chyba poczułem, a może już sobie wmawiam) Moje podejrzenie pada na clo2, bo: - "apteczna" przygoda z niedbale potraktowaną butelką, - smrodek czasem odrzuca, a w niektórych butelkach jest niewielki (zakażenie przed rozlewem byłoby chyba równomierne), - piwo przed rozlewem nie niepokoi (w sumie to żałuję, że go nie wypiłem prosto z fermetora), - problem dotyczy piwa o czystym profilu gdzie łatwo wyczuć intruza, a ten pojawia się jakiś czas po butelkowaniu, - przecież to nie ...infekcja No, ale: - dlaczego chlor nie daje chlorowych akcentów? Drożdże przy refermentacji go jedzą i przetwarzają na polopirynę? - aromat z "aptecznej" butelki jest jednak inny (nie mdły a wyraźny i agresywny) Będę wdzięczny za wszelkie uwagi, bo trzy kiepskie warki na pięć napawają mnie smutkiem. Wielkim. Oczywiście, kolejną warkę rozleję po dodatkowym przelaniu wrzątkiem. I pewnie wymienię wężyki na wszelki wypadek. I fermentora nowego użyję. Tylko jak wszytko powymieniam, to nie poznam sprawcy. A może to nie chlor jest winowajcą?
-
Gdzieś na tym forum o oczy mi się obiło, że sam słód przeniczny jest nie do przefiltrowania, więc jak to? Bez łuski?
-
Przy moich pierwszych warkach z brewkitów bardzo dużo czasu poświęcałem na mycie butelek. Moczenie, ludwik, płukanie, wrzątek, ... Wtedy to była jedyna pracochłonna czynność przy robieniu piwa (no może poza gapieniem się na bąbelki w rurce). Odkąd zacząłem zacierać, zmuszony zostałem do minimalizowania wysiłku i butelki tylko płuczę i dla spokojności sumienia traktuję nadtlenkiem chloru na godzinę przed rozlewem. To cudo ulatnia się po kilkunastu minutach. Omijam z daleka butelki, w których widzę, że już coś mieszka - nie ma co sobie wchodzić w paradę. Od czterech warek moje piwo czuje się świetnie, a ja skupiam się na warzeniu (czasu na to jakże wyciągające hobby nie mam za wiele)
-
Świetna robota, panowie! Brakuje mi jednej reczy: automatycznego zaciągnięcia kosztów przesyłki. Być może nie jest łatwo wyciągnąć, czy może nawet wyliczyć koszt przesyłki dla każdego sklepu, więc nawet bezpośrednie linki do podstron z tymi danymi byłyby bardzo pomocne.
- 226 odpowiedzi
-
- porównywarka
- wyszukiwarka
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dwa razy zacierałem witbiera. Za pierwszym razem jakoś tam wyszło (nie poprę liczbami, bo wtedy jeszcze nie miałem nawyku robienia zapisków), a za drugim razem wyszlo kiepsko, strasznie słaba wydajność. Przy pierwszej warce zrobiłem przerwę bialkową, w obu nie kleikowałem. Widzę więc, że sama przerwa białkowa zwiększa wydajność, ale chyba nie wystarcza. Następnym razem zastosuję i kleikowanie, i białkową. Skoro sama białkowa już znacząco pomaga, i wiekiej filozofii do jej przeprowadzenia nie trzeba, to warta jest zachodu. W połączeniu z kleikowaniem, tak jak pisze bnp, można się chyba spodziewać najlepszych efektów. Dodam, że mój zasyp składał się tylko z pilzneńskiego i niesłodowanej przenicy w stosunku 1:1 mniej wiecej.
-
Czy zacieranie dekokcyjne w tym przypadku można sprowadzić do skleikowania/zagotowania przenicy w osobnym garnku i potraktowania tego jako dekokt? A potem przelać go do zacieru głównego (a w nim tylko słód pilzneński na przykład) ?