Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 613
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    6

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Pomimo mniejszej niż w poprzednich latach konsumpcji organizatorzy bawarskiego święta piwa są zadowoleni. Błonia Teresy odwiedziło w tym roku 6,4 miliony gości, którzy zamówili 6,9 mln litrowych kufli rekordowo drogiego piwa. Zjedzonych zostało 116 wołów i 57 cielaków, co cieszy branżę gastronomiczną. Jak pokazały wyniki danych z bankomatów na Błoniach spragnieni piwa goście przyjechali z 70 krajów. Nieco mniej zadowolene są służby porządkowe i policja, która musiała interweniować 2000 razy. Policja zarejestrowała 1400 wykroczeń, 66 bijatyk oraz 4 gwałty. Czerwony Krzyż udzielił pomocy lekarskiej 8400 uczestnikom czyli 2000 mniej niż rok temu, jednakże zanotował zdecydowanie więcej przypadków silnego upojenia alkoholowego. Czytaj całość na blogu autora
  2. Kończy się właśnie tegoroczny Oktoberfest. Samego święta nie trzeba chyba nikomu przybliżać. Wiadomo, do Monachium zjeżdżają się miliony piwoszy, by przy akompaniamencie bawarskiej muzyki i obsłudze hojnie obdarzonych kelnerek nawalić się ciutkę mocniejszym niż zwykle piwem. O samym piwie chciałbym troszkę więcej dzisiaj napisać. Podczas Oktoberfestu serwowane jest piwo marcowe warzone na tą okazję w sześciu monachijskich browarach: Spaten-Franziskaner-Bräu, Augustiner, Paulaner, Hacker-Pschorr, Hofbräu i Löwenbräu. Piwo nazywane jest marcowym, ponieważ tradycyjnie warzone było w marcu, jako ostatnie piwo sezonu. Obecnie nie ma takiego pojęcia jak sezon piwowarski (chyba, że w browarach domowych i to też nie zawsze). Dawniej, gdy nie było urządzeń chłodniczych sezon trwał od wczesnej jesieni (październik) do wiosny (marzec). I właśnie wiosną, z resztek surowców warzono ostatnie piwo. Zwykle nieco ciemniejsze i nieco mocniejsze (gęstsze) od tych warzonych regularnie. Następnie piwo to dojrzewało przez całe lato, by być serwowane na rozpoczęciu nowego sezonu, na przełomie września i października. Nietrudno spostrzec, że w czasie tym odbywa się tradycyjne Oktoberfest. Zatem Oktoberfest bier = piwo marcowe. Jak zatem smakuje piwo marcowe, czy raczej jak powinno smakować? Jest to mocniejszy, ciemnozłoty lub jasno-bursztynowy lager, o czystym słodowym aromacie. Mile widziane są nuty opiekane, natomiast niewskazany jest karmel czy paloność. Aromat chmielowy jest kwestią dyskusyjną, ale skłaniam się ku teorii, że w klasyczny marcowym nie powinno go być. Piwo powinno być średniej pełni i posiadać umiarkowaną goryczkę. Najważniejsza jest jednak jego wysoka pijalność, wszak z założenia powinno się go wypijać o wiele więcej niż jeden kufel. Na dzisiejszą okazję wygrzebałem z lodówki dwóch komercyjnych przedstawicieli stylu. Paulaner Oktoberfest Bier to chyba to samo piwo, którego ostatnie kufle są właśnie spijane w Monachium. Jak się dobrze rozejrzycie po marketach, to być może uda wam się go upolować. Spieszcie się jednak, bo jest dostępny tylko sezonowo. Drugą gwiazdą wieczoru będzie Altöttinger Dult-Märzen. Piwo z Bawarii, ale spoza Monachium, także nie może być sprzedawane na Oktoberfest. Tak to już jest, że wspomniane 6 browarów ma monopol na to święto. Tak czy inaczej marcowe warzy się także poza Monachium, a tak na prawdę to na całym świecie, także w Polsce. Nie jest to styl zastrzeżony wyłącznie dla regionu swojego pochodzenia. Paulaner Oktoberfest Bier – Marcowe/Oktoberfest Ekstrakt nieznany, alkohol 6% Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel, ekstrakt chmielowy Wygląd: kolor głęboko złoty, ale w dolnej granicy stylu. Piana biała, średnio obfita, opada bardzo szybko. Zawiodłem się na niej Aromat: nikły, słodowy. Brak typowych chlebowych aromatów typowych dla marcowych. Do tego wyczuwalna nuta alkoholowa. Mocno kojarzy się z eurolagerami. Wysycenie: średnie, delikatne, przyjemne. Smak: słodowy złamany lekką kwaskowatością, gdzieś tam daleko wyczuwalny chlebowy posmak i odrobina alkoholu. Goryczka umiarkowana, dobrze skomponowana. Odczucie w ustach: średnia treściwość, umiarkowane wysycenie i stonowana goryczka. W sumie przyjemna kompozycja. Wrażenie ogólne: Piwo poprawne do bólu, ale też niczym nie zachwycające i niezbyt stylowe. Bliżej mu do strong lagera niż do marcowego. Nie ma tu bogatej słodowości ani aromatów opiekanych. Dobre piwo do upicia się w trakcie oktoberfestu, czyli do spożycia raz do roku. Docenić trzeba na pewno jego harmonię i wysoką pijalność. Ocena: 5.5/10 Altöttinger Dult-Märzen – Marcowe/Oktoberfest Ekstrakt nieznany, alkohol 5.8% Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel Wygląd: ciemnozłoty, klarowny. Ciemniejszy od Paulanera, ale ciągle dość jasny jak na styl. Piana biała o zmiennej fakturze, niska, bardzo nietrwała. Aromat: niezbyt intensywny, czysty, słodowy. Wysycenie: umiarkowane, właściwe. Smak: niezbyt bogata słodowość urozmaicona miodem i wyraźną nutą metaliczną. Goryczka umiarkowana, krótka, szlachetna. Odczucie w ustach: średnia, do średnio-wysokiej treściwość dobrze równoważona odpowiednio dobraną goryczka. Przyjemne i wysoce pijalne. Wrażenie ogólne: Ten marzen wypada nieco lepiej od Paulanera, ale nadal nie można tu mówić o stylowym piwie. Chociaż gdyby nie było tej nieprzyjemnej nuty metalicznej, mogło by to być całkiem udane piwo. Ocena: 6/10 Wyświetl pełny artykuł
  3. czyli dlaczego pijecie piwo z brudnych szklanek? Pewnie zaraz się obruszycie. Jak to, ja piję z brudnego szkła? Niestety moje doświadczenia w tym temacie z przeróżnymi lokalami, także tymi z najwyższej półki są takie, że wszędzie można trafić na brudne … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  4. Josef Groll miał 29 lat, kiedy obejmował posadę Głównego Piwowara w nowo powstałym browarze w Pilznie. Jego zadaniem było uwarzenie pierwszej warki piwa bawarskiego, czyli ciemnego piwa dolnej fermentacji. Groll oprócz wiedzy wyniesionej z browaru ojca i pracy u boku Anthona Drehera w Wiedniu, przywiózł również specjalne drożdże. Woda, słód i chmiel były na miejscu, w Czechach. Piwo, które 11 listopada czyli po 5 tygodniach od warzenia popłynęło z beczek wprawiło wszystkich w zdumienie. Po pierwsze wcale nie było takie ciemne, jak zakładano. Było wręcz jasne, złociste. Po drugie, skoro nie było ciemne, to pewnie okaże się, że jest mętne, bo piwa wówczas nie filtrowano. Ale nie, piwo było klarowne, drożdże i chmieliny osadziły się na dnie. Po trzecie aromat i smak - profil czysty, gładki, wyraźnie chmielowy i delikatnie słodowy - zupełnie inny niż powszechnie warzone wówczas estrowe piwa górnej fermentacji, inny nawet niż te dolnej fermentacji z Bawarii czy Austrii, które z reguły były nieco cięższe. Solidne musowanie i czapa piany cieszyły usta i oczy. Szczęśliwe połączenia Groll miał szczęście. Żatecki chmiel nie zniknął pod ciężarem słodów ciemnych, bo ich nie było. Słód, dziś zwany pilzneńskim, został delikatnie wysuszony. Zadbano, by nie był zbyt mocno prażony, a więc by zachował swoją jasną barwę i czysty, zbożowy smak. Budował on lekką treściwość piwa pozwalając chmielowi podkreślić pełnię aromatu, smaku i gładką goryczkę. Woda, zwykle w piwach niedoceniania też okazała się niezwykła. Wyjątkowo miękka stanowiła idealny fundament do procesów enzymatycznych zachodzących podczas warzenia. Dzieło tworzenia piwa dopełniły nowatorskie wówczas drożdże dolnej fermentacji i leżakowanie piwa w niskich temperaturach. Wszystko to dało nieoczekiwaną mieszankę, która nie tylko stworzyła nowe piwo, ale i cały styl. Pilsner był w ustach i na ustach wszystkich. Martin Kopecký, burmistrz Pilzna też miał szczęście. Przekonał rajców miejskich, że warto wyłożyć niemałe pieniądze, by zbudować duży, nowoczesny browar od podstaw poza granicami miasta. Browar z wykutymi w piaskowcu piwnicami mającymi zapewnić niską temperaturę. Wielu ówczesnych mieszczan mających prawo warzenia piwa nie chciało słyszeć o nowej inwestycji. Burmistrz zjednał ich dopiero obietnicą udziałów w nowym browarze i zyskami, jakie mieliby osiągać. Po sukcesie piwa z "Mieszczańskiego Domu Warzelnego w Pilznie" burmistrz z pewnością odetchnął. Odetchnęli pewnie też mieszkańcy, którzy w końcu doczekali się swojego piwa najwyższej jakości. A wcześniej mieli na co narzekać. Nie raz demonstracyjnie wylewali pod oknami ratusza całe beczki wyjątkowo kiepskiego piwa. Wojna klonów Nowe piwo wszystko zmieniło. Zmieniło też historię miasta, którego browar stał się wizytówką. Początkowo browar warzył 4 tys hl rocznie. 15 lat później już ponad 10 razy więcej, a pod koniec XIX wieku był drugim co do wielkości w monarchii austro-węgierskiej. Sukces Pilsnera był więc gigantyczny. Piwny import do Czech praktycznie nie istniał, eksport natomiast rósł w oczach. W 1859 roku Mieszczański Dom Warzelny w Pilznie zarejestrował markę Pilsner Bier. Po niemiecku, bo wówczas Czechy były częścią Austro-węgier. Mimo to nie brakowało domów warzelnych i browarów, które z ochotą nazywały swoje piwo pilzneńskie, próbując uszczknąć coś dla siebie ze sławy oryginalnego piwa. Wtedy Pilsner był królem wśród piw dolnej fermentacji, która dzięki nowym zdobyczom techniki jak choćby urządzeniom chłodniczym, zagościła w dosłownie każdym browarze. Pojawiło się tysiące klonów, a wraz z nimi powstał niezwykle popularny styl, który obecnie na całym świecie nazywa się pilsner lub pils. Dlatego w 1898 roku niemieckie przedstawicielstwo browaru w Berlinie zaproponowało zmianę nazwy na Pilsner Urquell czyli Pilzneński Prazdrój. W ten sposób pierwsze i oryginalne piwo z Pilzna zostało jednoznacznie wyróżnione i wyróżnia się do dziś. Od drewnianych beczek do stalowych tanków Przez te 170 lat browar oczywiście bardzo się zmienił, z czasem drewniane beczki zastąpiły nierdzewne stalowe kadzie fermentacyjne, wprowadzony został zaawansowany system filtracji i rozlewu, a powszechny dziś granulat wyparł suszone szyszki chmielowe. Browar od 1999 r. należy do koncernu SABMiller, który tajemnice warzenia strzeże dużo bardziej niż wcześniejsi właściciele. Vaclav Berka, Główny Piwowar browaru zapewnia jednak, że nie są stosowane żadne elementy HGB czyli warzenia skoncentrowanej brzeczki, nie dodaje się żadnych dodatkowych substancji, natomiast w dalszym ciągu stosowana jest klasyczna potrójna dekokcja - kosztowna, ale nadająca piwu pilzneńskiemu właściwego charakteru. Pilzner to nie lager Pilznery to piwa bardzo trudne do uwarzenia, gatunek niemal wymierający w natłoku zunifikowanych smaków. Są one tak subtelne, że nawet drobne wady od razu wychodzą. Niewłaściwie dobrany skład surowcowy, sposób zacierania, warzenia, chmielenia, fermentacji, niskiej jakości drożdże, nieodpowiednia temperatura leżakowania czy przechowywania - to zaraz wyjdzie w gotowym piwie. A nie ma w nim ciemnych słodów, mocnego alkoholu czy dodatków, które mogłyby zatuszować niedbałą produkcję. Z tego też powodu wiele browarów woli uwarzyć mocno uproszczoną wersję pilznera czyli zwykłego lagera - piwo o większej ilości zasypu słodowego, większej mocy alkoholowej i mniejszej goryczce - polskie browary dostarczają nam dziesiątek tego typu piw - jak nie będzie pilzner, to będzie jasne pełne, najlepiej głęboko odfermentowane. Cokolwiek by to dzisiaj nie znaczyło, bo kiedyś jasne pełne oznaczało piwo typu pilzneńskiego. W latach 2002-2011 Pilsner Urquell warzony i rozlewany był w Tyskich Browarach Książęcych. Wtedy zamiast Brewed in Plzen czytaliśmy Born in Plzen. Smak i aromat nieco się różniły, bo nie sposób uwarzyć w różnych miejscach identycznego piwa - jak bardzo zobacz moje porównanie sprzed roku: Pilsner Urquell by KP vs Pilsner Urquell by PP Obecnie Pilsner Urquell jest tylko z Czech. I dobrze. To jego ojczyzna. Tu się narodził i został ikoną i wzorcem stylu. Czytaj całość na blogu autora
  5. czyli ile waży ein Mass? Kontynuuję temat szkła przeznaczonego do piwa. W tym odcinku zajmę się kultowymi szkłami do Hoegaardena, Duvela czy Grodzisza, a także olbrzymim ein Mass i niewielkim Stange. Część pierwszą można obejrzeć tutaj. W części trzeciej zajmę … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  6. Kategorie na przyszłoroczny Konkurs Piw Domowych w Żywcu zostały ogłoszone. Jak wiadomo piwowar, którego piwo zdobędzie tytuł Grand Championa będzie mógł uwarzyć zwycięskie piwo w Brackim Browarze Zamkowym w Cieszynie. Następnie piwo to trafi do sprzedaży dokładnie 6 grudnia. Obecnie czekamy na Rauchbocka Andrzeja Milera - piwo już leżakuje, dogrywane są ostatnie kwestie wizualne i organizacyjne. Rok temu mieliśmy okazję kosztować piwa w stylu Kölsch autorstwa Jana Szały. Dwa lata temu Grand Championem zostało piwo w stylu Belgijskie Pale Ale. A trzy lata temu, jako pierwszy Grand Champion pojawił się Dubeltowy Koźlak Jana Krysiaka. Za rok będzie to... Na lewym panelu bocznym jest ankieta. Zaznacz styl, który najchętniej widziałbyś jako zwycięzcę przyszłorocznego konkursu w Żywcu, i którego oczywiście najchętniej byś się napił. Ankieta ma oczywiście wyłącznie charakter sondażowo-zabawowy i w najmniejszym stopniu nie wpłynie na decyzję sędziów. Cały przebieg konkursu ma trzy etapy. Pierwszy to eliminacje czyli wybór 12-15 najlepszych piw i odrzucenie innych. Drugi etap to runda finałowa, czyli wybór najlepszego piwa w danym stylu. Etap trzeci to wybór Grand Championa czyli najlepszego piwa z najlepszych. Piwa zawsze oceniane są całkowicie anonimowo, sędziowie nie mają żadnej wiedzy kto jest autorem danego piwa. Jednym słowem: które piwo wygra na konkursie podczas Festiwalu Birofilia okaże się dopiero w przyszłym roku. Zapraszam do wypełnienia ankiety! Czytaj całość na blogu autora
  7. O tym szkockim browarze słyszał z pewnością każdy piwny fascynat. Dla mniej wtajemniczonych napiszę, że Brew Dog to bezkompromisowy browar rzemieślniczy, oparty na duchu piwnej rewolucji amerykańskiej. Jego znak rozpoznawczy to specyficzne “punkowe” etykiety oraz skandalizujący marketing. Wyróżnia się na wyspach nie tylko szeroką gamą warzonych piw, ale też prowokacyjnymi akcjami reklamowymi: Tak się pięknie złożyło, że Brew Dog otworzył firmowy pub w dzielnicy Camden, nomen omen dzielnicy punków, a przecież slogan Brew Doga brzmi “Beer for punks”. Samo Camden jest warte odwiedzenia ze względu na niepowtarzalny klimat. Dawniej była to mekka odrzutków, dzielnica dziwnych sklepów i klubów muzycznych. Dzisiaj to po prostu produkt turystyczny, ale dawny klimat jest tu nadal wyczuwalny. Znajdziemu tu multum sklepików z subkulturowym badziewiem, ozdobionych specyficznie, bo wystającymi z elewacji sporej wielkości ozdobami typu smoki, krzesła, trampki, rakiety. Oprócz tego jest kilka rynków ze słynnym Camden Lock na czele. Można tam kupić i wszystko i nic, ale też tanio zjeść. Można wybierać spośród setek budek z kuchnią chińską, indyjską, meksykańską, perską i … polską kiełbasą. Naprawdę na co kto ma ochotę, do tego bardzo tanio jak na londyńskie realia. Wracając do Brew Doga, to jest to niewielki zatłoczony pub, który powala wyborem trunków i … cenami. Oprócz 10 piw ze szkockiego browaru, można spróbować kolejnych kilku z zacnych zaprzyjaźnionych browarów rzemieślniczych, by wspomnieć tylko Mikkelera i De Molen. Oprócz tego w kilku lodówkach czekają równie ciekawe okazy butelkowe w ilości kilkudziesięciu rodzajów. To taki dość nietypowy multi-tap bar, choć jego oferta zadowoli z pewnością każdego, nawet największego piwnego snoba. Lokal jest niewielki i ciężko o wolne miejsce (nawet przy barze). Panuje wystrój industrialny, ale dość przyjemny. Na półkach znajdziemy książki o tematyce piwnej i … gry towarzyskie. Panuje zatem dość luźna, niemal domowa atmosfera. Oczywiście wśród klienteli nie brakuje subkultórowych freaków, jak na Camden przystało. Degustację rozpocząłem od pinty słynnego Punk IPA (American IPA). Złote, a nawet lekko zielonkawe (?), opalizujące. Piana marna, wysycenie średnie, eleganckie. Aromat skórki mango, grejpfruta, żywicy. Średnia pełnia i silna goryczka uderzająca szybko i dość długo pozostająca na języku. Piwo genialne w swojej prostocie – bardzo aromatyczne, a jednocześnie dobrze zbalansowane. Do tego wysoce sesyjne (8/10). Żeby oszczędzić siły i kubki smakowe, kolejne piwa testowałem już w mniejszych próbkach o pojemności 1/3 pinty. Z pomocą uprzejmego barmana, który ochoczo częstował próbką każdego z piw, wybrałem 4 kolejne do przetestowania. 5 A.M. Saint (Amber Ale). Bursztynowe, klarowne. Połączenie aromatu karmelowego z cytrusami pochodzącymi od amerykańskich odmian chmielu. Po dobrze nachmielonym Punk IPA wydawało się mało wyraziste, co nie może dziwić, bo przecież amber ale, to nie jest styl agresywny. Troszkę zabrakło mi w tym piwie ciała, podbicia dla karmelowego aromatu (6.5/10). Libertine Black Ale (Cascadian Dark Ale lub przewrotnie: Black IPA). Ciemnobrązowe, z rubinowymi refleksami. W większym szkle mogło by się okazać nieprzejrzyste. Piana koloru beżowego niska, o zmiennej fakturze, szybko opada. Wysycenie średnie, dobrze dobrane. Aromat wybitnie cytrusowy. Czego my tu nie mamy – cytryny, limonki, grejpfrut. W smaku i aromacie tylko odrobina paloności. W odczuciu wytrawne, delikatnie oleiste, śliskie. Goryczka oczywiście wysoka, jak na IPA przystało. Sumarycznie bardzo udane Amerykańskie IPA z ciemnymi akcentami (7/10). Hardcore IPA (Imperial IPA). Piękny miedziany kolor i wątła piana, która jednak dzielnie oblepia szkło. Wysycenie średnie do niskiego. Aromat .. nikły. Hm, nie tego się spodziewałem. Słodki, landrynkowy z wyczuwalną nutą rozpuszczalnikową. W smaku ujawniają się słodkie owoce – mango, ananasy. Piwo jest pełne, lepkie, z bardzo wysoką, ekstremalną goryczką. W odczuciu ostre, szczypiące. Goryczka i alkohol ostro atakują język. Trunek tylko dla piwnych ekstremistów, radzę pić jako ostatnie piwo wieczoru. Mnie szczerze mówiąc nie zachwyciło. Może miałem zbyt mocno rozbudzoną wyobraźnię po przeczytanych wcześniej opiniach. Goryczka z nutą alkoholową i rozpuszczalnikową, to jednak za mało, żeby mnie zachwycić (6.5/10). Chris From Stone’s Stout (Russian Imperial Stout). Zdecydowanie najlepsze piwo tego popołudnia i chyba najlepsze piwo jakie miałem okazję wypić podczas wyjazdu. Czarne jak smoła, z jasnobrązową, gęstą i długo utrzymującą się pianą. Aromat deserowy – wanilii, lukrecji i czekolady. Tylko lekka paloność. Wysycenie niskie, jak przystało na ciemnego giganta. W smaku słodkie, ale też kwaskowate, więc nie zakleja ust. Z upływem czasu ujawniają się ciemne owoce – śliwki, rodzynki oraz spora dawka czekolady. Goryczka niewysoka, bardziej alkoholowa, niż chmielowa. Trzeba dodać, że alkohol, pomimo sporej jego zawartości (10,2% alk.), jest elegancko wkomponowany w ciało i nie narzuca się. Wybitne piwo do spokojnej niespiesznej degustacji (8.5/10). Szkoda, że uwarzone chyba tylko jednorazowo i dostępne wyłącznie w wersji lanej. Mam nadzieję, że zostanie kiedyś powtórzone i uda mi się je kupić w wersji butelkowej. Wyświetl pełny artykuł
  8. Przy ulicy Kasztanowej 31 w Modlniczce, dosłownie kilka kilometrów od północno-zachodnich granic Krakowa powstaje nowy browar rzemieślniczy Pracownia Piwa. Założyły go trzy osoby Tomasz Rogaczewski, Marek Bakalarski oraz Marta Osadkowska.Tomek Rogaczewski na spotkaniu piwnych blogerów w Poznaniu zdradził kilka szczegółów dotyczących tego przedsięwzięcia. Browar będzie miał wybicie 1000 litrów. Stanie w nim kocioł fachowo zmodernizowany i przerobiony z kotła gastronomicznego, dwa fermentory i - jak mówi Tomek - tyle leżaków na ile pozwolą fundusze. Wśród trójki zakładającej browar jest dwóch piwowarów. Marek Bakalarski - fan lagerów, ma być odpowiedzialny za piwa dolnej fermentacji, Tomasz Rogaczewski za piwa fermentacji górnej. Pierwszych piw należy spodziewać się w lecie przyszłego roku. Na początku warzone będą ze względów technologicznych ale, a znając upodobania Tomka będą to zapewne piwa w stylu brytyjskim. Pracownia planuje również od razu uwarzyć jakieś mocne, dłużej leżakowane piwo powyżej 18 Blg. Głównym odbiorcą piw z Pracowni mają być krakowskie lokale. Butelkowanie przynajmniej w pierwszym okresie nie jest planowane. Obok browaru mieści się również hotel i restauracja. Prawdopodobnie ona właśnie stanie się przybrowarnym pubem, gdzie zawsze będzie można dostać najświeższe piwo. Obecnie oprócz prac nad uruchomieniem browaru trwają również prace nad wizerunkiem medialnym Pracowni. Jak zapewnia Tomek szoku nie będzie, choć całość ma się gustownie wyróżniać. Mnie pojęcie pracownia kojarzy się z pracownią artystyczną, malarską, rzeźbiarską, architektoniczną, naukową lub rzemieślniczą. Idąc tym tropem należy oczekiwać piw kreatywnych, oryginalnych, twórczych i autorskich. I takich właśnie nam trzeba. Trzymam więc kciuki! Czytaj całość na blogu autora
  9. czyli czym się różni kufel od pokala. Kolejny wpis multimedialny w postaci krótkiego filmu na Youtube. Zasadniczo materiał jest przeznaczony dla początkujących piwoszy, ale jak widzę co osoby z nienajkrótszym stażem w piwnym świecie czasem wypisują, to myślę, że każdy … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  10. Czego nie zapomnę? Wszystkiego, bo naprawdę było ciekawie. A w szczególności: Podróż: Ruszamy 6.07. Ja, kopyr i Bartek Napieraj. 6.09 kopyr wyciąga 9 piw. 6.10 Bartek wyciąga karton nowiutkich szklanek. 6.11 psssyt - pierwsza butelka rozlana. Rekordowy poranek Rozpoczęcie: wszyscy po kolei się przedstawiają, każdy bierze mikrofon i w kilku zdaniach opowiada o sobie. A ja się dziwię, że co prawda jako bloger jestem młokosem, ale wiekowo to prawie dzia... yyy ojciec. Przyszłość w rękach młodych! Wykład 1: Ziemek Fałat nakreśla przeszłość piwowarstwa. Zapamiętałem fajny efekt, kiedy na jednej planszy widać mapę Polski z prawie 200 czerwonymi kropkami symbolizującymi browary na początku lat 90-tych. A potem pstryk i na drugiej planszy Polska jest bladziutka. Tych kropek jest ponad połowa mniej. Żal za niektórymi browarami jest duży. Wykład 2: Andrzej Sadownik w swoim chemicznym stylu peroruje na temat chmielu. A jak opisuje goryczkę przychodzi mi do głowy temat na jeden z najbliższych felietonów: IBU - co to jest? Wykład 3: Tym razem ja rzucam hasło: Dlaczego oceny piw w internecie się różnią? Padają ciekawe uwagi. Potem opisuję jak oceniać piwo. Ale tak na prawdę moje emocje są również cały czas przy ogłoszeniu kategorii na KPD w Żywcu. Dokładnie w trakcie mojego wykładu pojawiają się one zgodnie z planem na stronie PSPD. Odpowiedzialność wielka i oczywiście nurtujące pytanie: jakie będą reakcje? Blind Testing: testowanie piw w ciemno nie było łatwe. Kopyr dobrał 10 piw z zagranicy i 1 z Polski. Niby człowiek zna się na stylach i piwach, ale tak w ciemno odróżnić Milda czy piwo sosnowe jest gigantycznie trudno. Zresztą i przy innych teoretycznie prostszych stylach wątpliwości dominowały nad pewnością. Najlepszy okazał się Szymek - barman z Setki. Obiad: niby zadeklarowałem się, że nie jestem wegetarianinem, ale i tak zjadłem tylko jarskie potrawy. Ryba była OK. Wykład 4: Marcin Chmielarz zdiagnozował piwne blogowisko. Porównał też blogi o piwie na wyspach i u nas. Widać jedno: raczkujemy i mamy się czego uczyć. Ale już jest lepiej niż było 2 lata temu, a będzie jeszcze ciekawiej. Wykład 5: Bartek Napieraj dobrze zaznajomiony z marketingiem otwierał nam oczy na różne techniki pozwalające wypromować swojego bloga, uczynić go poczytniejszym i bardziej wpływowym. Zapewniał nas, że jesteśmy liderami opini i ponosimy odpowiedzialność za nasze słowa. Panel dyskusyjny: Kopyr moderował dyskusję, która pokazała że różnie widzimy sens naszego blogowania. Jedni krytykowali czyste i banalne opisy piw, inni zżymali się na fachowe słownictwo, którego nikt nie rozumie i nikomu nie jest potrzebne. Ktoś domagał się więcej publicystyki, ktoś inny bardziej wąskich blogowych specjalności. Jeszcze ktoś inny dawał przykłady osób, które dzięki jego blogowi odkryli piwa, które wcześniej dla nich nie istniały. Jednym słowem: każdy ma swoich czytelników, każdy robi coś ważnego dla innych. Pokaz nalewania piwa: Specjalnie dla nas sprowadzony został Razmus Koppersmed, młody chłopak z Danii, który w 2009 roku został mistrzem barmanów w konkursie Pilser Urquell. Na poznańskim rynku można było zobaczyć i samemu spróbować jak nalewa się piwa w 4 stylach. Ja akurat byłem na podobnym pokazie we Wrocławiu, więc wykorzystałem ten czas, by przejść się trochę po Rynku. Byłem pierwszy raz w Poznaniu - bardzo urocze miasto. Setka Pub: wieczór spędziliśmy w Setce. Piwa AleBrowaru, debiut Angielskiego Śniadania, Borsuk i wyborne towarzystwo. Można było wszystkich lepiej poznać i podyskutować. Wpadł do nas też Janek Szała. Ważną rozmowę miałem z Andrzejem Sadownikiem. Marlena, organizatorka całego zjazdu przekazała nam specjalnie na rocznicę 170 lecia Pilsnera wydaną wersję litrowej butelki. Ostatnią godzinę spędziłem z Wrednym Hawranem, który powoli wpadał w objęcia Morfeusza, z Marcinem Chmielarzem i szefem Setki. Nie pamiętam już o czym rozmawialiśmy, ale powrót uliczkami poznańskimi do hotelu o 3 rano miał swój wielki urok. Powrót: Znowu z Bartkiem i kopyrem, tym razem już z pustymi butelkami rekapitulujemy cały poprzedni B-Day i stwierdzamy: To musi być kontynuowane! Czytaj całość na blogu autora
  11. Było interesująco, inspirująco, sympatycznie, momentami także dość dynamicznie i ostro. Była okazja spotkać dobrych znajomych, ale też sporo nowych twarzy, które być może pierwszy raz pojawiły się po tej stronie monitora. Spotkanie pierwsze, ale na pewno nie ostatnie, zdecydowanie scementowało piwną blogosferę. Wierzę, że pozytywnie odbije się na jakości naszych działań, a wszystko po to by dostarczyć wam więcej, lepszej jakości, informacji. Wnioski z konferencji płyną takie, że piwna blogosfera jest ważna. To my budujemy piwną kulturę w kraju. Jesteśmy źródłem wiedzy (mniej lub bardziej fachowej) merytorycznie bijącym na głowę większość tego, co możemy spotkać w mediach klasycznych (prasa, radio, telewizja), ale także w popularnych portalach internetowych. Nie możemy tego zmarnować. Musimy się rozwijać i współpracować, czemu znakomicie służą takie spotkania jak wczorajsze. Oprócz prelekcji, które mam nadzieję otworzyły każdemu nieco oczy na różne aspekty piwnego świata, mieliśmy okazję przeprowadzić dyskusję i odbyć godziny rozmów kuluarowych. Myślę, że każdy z nas wywiózł z Poznania mnóstwo nowych pomysłów i przemyśleń. Oprócz rozmów merytorycznych, było też miejsce na rozrywkę. Świetnym pomysłem był panel degustacyjny w formie tzw. “blind tasting”. Zabawa polegała na odgadnięciu stylu piwa kolejno podanych 11 anonimowych próbek. Piwni wyjadacze próbowali także odgadnąć nazwę piwa i browaru, który je uwarzył. Zadanie było trudne, bo i piwa nie były z dolnej półki. Pięciu z nich nigdy wcześniej nie piłem, a nawet te, które teoretycznie powinienem znać, potrafiły mnie zmylić (np. mocno goryczkowa wersja Odsieczy Wiedeńskiej czy nadpsuty Bernard). Łatwo nie było, ale udało się zająć 2 miejsce tuż za Szymonem (Setka Pub) i przed Marcinem Chmielarzem (portery.pl, Manufaktura Piwna). Było się nie wychylać, bo teraz dr Andrzej Sadownik mocno namawia mnie do wzięcia udziału w kursie sędziowskim Wieczorem przenieśliśmy się do gościnnego Setka Pub, gdzie czekały nas takie przysmaki jak Rowing Jack i Sweet Cow (AleBrowar), Angielskie Śniadanie i Czarna Dziura (Pinta), Red IPA (Haust), Bury Kocur (Manufaktura Piwna) czy Borsuk (Widawa & Kopyr). Życzyłbym sobie, by w każdym mieście (w tym w Szczecinie) był co najmniej jeden lokal z takim asortymentem. … a rozmowom w Setce nie było końca … Na koniec chciałbym serdecznie podziękować organizatorom i uczestnikom za wielce inspirujące spotkanie. Mam nadzieję, że już wkrótce zobaczymy się znowu, z pewnością w szerszym gronie. Wyświetl pełny artykuł
  12. No to ruszam do Poznania na pierwszą polską konferencję blogerów piwnych. Postaram się relacjonować nieco na bieżąco. Być może tutaj, ale na pewno na facebooku http://facebook.com/Piwolog. Także do zobaczenia i usłyszenia. Wyświetl pełny artykuł
  13. W dniu dzisiejszym ogłoszone zostały wyniki jednego z największych piwnych konkursów na świecie World Beer Awards. Konkurs ten potwierdził dominację browarów europejskich. W głównych kategoriach wygrały jedynie dwa piwa z poza Europy. Były to zreszta dwa piwa z jednego amerykańskiego browaru. Choć akurat jedno z nich zostało najlepszym piwem świata - jest to Deschutes Red Chair NWPA warzony w stylu Pale Ale przez amerykański browar Deschutes. Najlepsze ciemne piwo to Het Anker Gouden Carolus Classic z belgijskiego browaru Het Anker. Najlepszym wśród piw aromatyzowanych zostało Double Espresso ze szkockiego browaru TSA Brewing Co. Najlepszy lager to WAldhaus Spezial Gold warzony w Niemczech w stylu dortmundzkim. Kategorię piw kwaśnych wygrał Mort Subite Oude Gueuze z Belgii. Najlepszym piwem specjalnym okazało się piwo dymione Fujikanko Heights Beer Rauch z Japonii. Za najlepszy Porter/Stout uznano ponownie piwo z amerykańskiego browaru Deschutes The Abyss. Kategorię piw pszenicznych wygrał niemiecki Weihenstephaner Vitus. Czytaj całość na blogu autora
  14. czyli marcowe od Ciechana na 10-lecie browaru. Browar Ciechan z obecnym właścicielem Markiem Jakubiakiem funkcjonuje już 10 lat. Z tej okazji uwarzono specjalne piwo o nazwie Nasz Jubilat. Nazwa jak nazwa, mnie skojarzyła się z Jubilatem z GABa. Po parametrach: … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  15. Instytut Eurobrand opublikował listę 100 przedsiębiorstw, do których należą najdroższe marki świata. Na pierwszym miejscu znalazł się Apple, ale z firm piwowarskich najwyższe 19 miejsce zajął belgijski koncern ABInBev, który w swoim portfolio posiada marki piwne o łącznej wartości 28 miliardów Euro. Drugi światowy koncern piwny SAB Miller z siedzibą w Wielkiej Brytanii znalazł się na miejscu 32. Do SAB MIller należą m.in. piwa Kompanii Piwowarskiej. Inny brytyjski koncern Diageo - producent głównie alkoholi wysokoprocentowych, ale również właściciel marki Guinness jest na miejscu 40. Dwa miejsca dalej uplasował się Heineken - holding piwny z Holandii, właściciel m.in. Grupy Żywiec. Carlsberga nie ma wśród największych światowych potentatów. Największy koncern piwny na świecie nie posiada polskich marek. Jego nazwa jest mało wpadająca w ucho. Chcąc ją rozszyfrować trzeba sięgnąć do początków firmy czyli roku 2008, kiedy powstała w wyniku fuzji kilku przedsiębiorstw. Pierwsze dwie litery AB to skrót od amerykańskiego przedsiębiorstwa piwowarskiego Anheuser-Busch, który kupiony został w 2008 r. przez firmę InBev. Nazwa tej firmy to natomiast skrót od byłej belgijskiej grupy Interbrev i brazylijskiej Companhia de Bebidas das Américas należącej do koncernu AmBev (American Beverage Company). Anheuser-Busch InBev ma obecnie siedzibę w Loewen, w Belgii. Do koncernu należy ponad 200 marek piwnych na całym świecie. Z reguły piwosze mają małą świadomość, kto tak naprawdę jest właścicielem poszczególnych marek, i kto decyduje o smaku ich ulubionego piwa. Na zdjęciu powyżej zebrałem najbardziej znane piwa grupy ABInBev. Niektóre chyba wszyscy znają. Czytaj całość na blogu autora
  16. Dzisiaj cofnę się w czasie do początku maja. Opowieść dotyczyć będzie mojej majówkowej wyprawy do Londynu. Wcześniej jakoś nie było czasu o tym napisać, a wydaje mi się, że warto. Miasto nie jest może mekką piwoszy, jednak ma pod tym względem do zaoferowania o wiele więcej niż większość pozostałych europejskich stolic. W Londynie byłem już któryś raz z kolei, ale pierwszy raz całkowicie turystycznie, dzięki czemu mogłem nieco więcej czasu poświęcić na sprawy około-piwne. Z braku czasu, nie udało mi się zobaczyć wszystkiego co zaplanowałem, ale mam nadzieję, że to co opiszę poniżej (i w kolejnych odcinkach), narobi wam konkretnego smaka na wizytę w tym pięknym mieście. Oczywistą sprawą jest, że w Anglii życie towarzyskie toczy się w pubach. Podobno ta tradycja zamiera i to już nie to samo co kiedyś, niemniej o 17, gdy wszyscy wychodzą z pracy ciężko w pubach znaleźć miejsce. A bary są wszędzie, niemal na każdym rogu. Mniejsze lub większe, mniej lub bardziej tradycyjne, niektóre tak wiekowe, że można by w nich urządzić muzeum. W dobrych pubach można się napić real ale, czyli prawdziwego brytyjskiego piwa górnej fermentacji, kondycjonowanego w beczkach i naturalnie nasyconego dwutlenkiem węgla. Takie piwo jest drogie i coraz trudniej dostępne. Różnie bywa z jego jakością, niemniej każdy, kto w Anglii zagości, musi go spróbować. Albo się zakocha albo … nie. Dla mnie okazja do spróbowania real ale warta jest każdych pieniędzy, a wspomnieć należy, że ceny w Londynie są mocno europejskie i za dobre piwo przyjdzie nam zapłacić nawet ponad 4 funty za pintę. Puby to nie tylko piwo, ale też jedzenie. W przeciwieństwie do polskich piwiarni, w wyspiarskim pubie można na prawdę dobrze, szybko i względnie niedrogo zjeść. Mimo, że brytyjska kuchnia nie ma nam zbyt wiele do zaoferowania, zachęcam do spróbowania typowych dań, jak nieśmiertelne fish and chips czy gulaszu po angielsku (beef stew). Oprócz tego w pubach serwowane są typowe dania typu fast food – burgery, frytki, itp., choć zwykle w wydaniu znacznie lepszym i smaczniejszym niż w sieciach znanych marek. No i do tego piwo – obowiązkowo! Puby dzielimy na zwykłe, masowe, w których serwowane są eurolagery. Czasem zawieruszy się tam jakaś pompa z real ale, ale i tak raczej nie polecam. Druga kategoria, to puby tradycyjne, w których króluje dobre piwo i dobra atmosfera. Często wyglądają tak, jabkby czas się w nich zatrzymał ładnych kilkadziesiąt lat temu. Czasem tak też jest. To esencja brytyjskiego “folkloru” i stylu bycia. Warto wstąpić choć na jednego. Trzecia grupa pubów to multitapy – mekka piwnych dewotów. Jest ich w Londynie co najmniej kilka i uwierzcie mi, mogą przyprawić o zawrót głowy. My w kraju już się oswoiliśmy, że może być kilka, no może 10 nalewaków. Ale 30? 40? I jak tu wybrać coś dla siebie, gdy ma się raptem godzinę czasu na degustację. Na szczęście barmani zwykle spieszą z pomocą i fachową radą, ale to tylko wtedy gdy mają czas, bo ruch w przybytkach tego typu bywa spory nawet w godzinach daleko poprzedzających piwny szczyt. Mi udało się odwiedzić jeden z dwóch zaplanowanych lokali typu multitap (nie licząc Brew Dog’a, o którym w następnym odcinku). Euston Tap to klimatyczny, malutki pub znajdujący się tuż przy stacji Euston. Mimo niewielkich gabarytów zaskakuje ogromnym wyborem nieszablonowych piw – 27 rotacyjnie zmieniających się piw beczkowych i 8 po brzegi wypełnionych lodówek – to zrobi wrażenie nawet na największym piwnym snobie Meantime, De Molen, Sierra Nevada, ale też czeski Bernard czy niemiecki pszeniczny klasyk – Weihenstephaner. I jak tu być szczęśliwym, gdy czasu starczyło tylko na jedną małą próbkę. c.d.n. W kolejnym odcinku – Brew Dog Pub, Camden. Wyświetl pełny artykuł
  17. Żeby ułatwić wam śledzenie nowych wpisów na blogu, dodałem fanpage na Facebooku. Zatem, jeśli używasz F. chcesz dostawać powiadomienia na swojej tablicy – polub mnie. Wyświetl pełny artykuł
  18. W moim ogródku drugi rzut rzodkiewek – pięknych, soczystych, czerwonych. Dziś proponuję więc hudel z Lutowisk – bieszczadzką, ziemniaczano-rzodkiewkową sałatkę. Do popicia hudela wybrałam piwo w stylu brown porter. Czytaj całość na blogu autora
  19. Pierwszy raz mam okazję skosztować prawdziwego litewskiego niefiltra, o których legendy już krążą na polskich blogach i forach specjalistycznych. Pierwsze co zrobiłem w markecie, to sprawdzenie daty przydatności, bo przecież piwa naturalne mają z założenia krótką przydatność do spożycia. Piwowarzy domowi wiedzą, że to mit i chyba tak samo podchodzą do tematu piwowarzy z Butautu Dvaro Bravoros. Piwo ładnie opakowane w porządną, ciężką butelkę z krachlą, jakich nie spotkamy już niestety na rodzimym rynku. Widać wyraźny osad na dnie, co utrwala w przekonaniu, że piwo jest naprawdę “żywe”, czyli zawiera żywe drożdże, które generują naturalny dwutlenek węgla i konserwują trunek. Butautu Dvaro Bravoro Tamsus Alus – (pół)ciemny lager Ekstrakt nieznany, alkohol 5.5% Wygląd: ciemnobrązowe, mocno opalizujące, niemal mętne, choć nalewane ostrożnie bez osadu. Piana jasnobeżowa, niska, nietrwała. Aromat: biszkopt, karmel, bogata słodowość oraz delikatna “wiejska” nuta w postaci siana/drewna. Wysycenie: umiarkowane, perliste, naturalne. Smak: słodowo-karmelowy, lekko kwaskowaty i chmielowy pod koniec. Do tego delikatna nuta żelazowa. Goryczka niska, ale zauważalna. Odczucie w ustach: Średnio wysoka treściwość, miłe perliste wysycenie i subtelnie goryczkowa końcówka. Nie mogło być lepiej. Wrażenie ogólne: Bardzo smaczne, swojskie piwo. Nasuwa się skojarzenie z domowymi specjałami. Tradycja to tradycja. Piwa kondycjonowane w butelkach i nieutrwalane biją po prostu na głowę wszystkie masowe produkty. Polecam. Ocena: 7/10 Wyświetl pełny artykuł
  20. Nie mamy w Polsce wielu pozycji wydawniczych, które dokumentowałyby historię lokalnego piwowarstwa i browarnictwa. Temat ten rzadko poruszany jest przez historyków. Najczęściej podejmują go osoby, które łączą w sobie zamiłowanie do piwa i lokalnej tradycji. Starają się wyszperać w archiwach miejskich i prywatnych jak najwięcej informacji o historii piwowarstwa czy browarnictwa i zachować ją od zapomnienia. Tak jest również w przypadku książki Sebastiana Różyńskiego "Chełmżyński Browar F.W. Wolff & Co. Brauerei - Culmsee", która w malutkim nakładzie 500 egzemplarzy i zupełnie niepostrzeżenie ukazała się w tym roku. Autor, rodowity Chełmżanin przybliża w niej zupełnie zapomnianą historię miejscowego browaru. Chełmża to niewielkie miasteczko, w którym od ponad 90 lat nie warzy się już piwa. Swój największy gospodarczy rozwój miasto przeżyło pod koniec XIX wieku, kiedy powstały w nim dwa zakłady: największa w ówczesnej Europie cukrownia oraz słynny browar Wolff & Welde. Działalność browaru zakończyła I wojna światowa, a do dziś zachowały się jedynie szczątkowe informacje. Autorowi udało się jednak dotrzeć do potomków właścicieli chełmżyńskiego browaru, którzy udostępnili mu unikalne zdjęcia ze swojego rodzinnego archiwum. Właśnie te ponad stuletnie zdjęcia stanowią lwią część książki S. Różyńskiego. Ukazują one browar, piwowarską kulturę miasta i życie rodziny, która mieszkała na terenie browaru i z pasją go rozwijała. Książka wydana została przy wsparciu Towarzystwa Przyjaciół Chełmży, Miejskiej Biblioteki Publicznej, a nawet samego burmistrza. Jest to już druga pozycja wydawnicza Sebastiana Różyńskiego dotycząca dziejów lokalnego piwowarstwa. W 2006 r. opracował on niezwykle obszerną monografię dotyczącą historii piwowarstwa w Gliwicach, mieście gdzie obecnie mieszka i pracuje. Zobacz też listę polskiej literatury piwowarskiej, a w przypadku braków uzupełnij ją: Portal:Piwo/Literatura Czytaj całość na blogu autora
  21. Tomek Kopyra (Blog Kopyra) i Bartek Napieraj (Smaki Piwa), czyli chyba najbardziej znani i rozpoznawani polscy piwni blogerzy, podjęli inicjatywę powołania do życia imprezy na wzór Europejskiej Konferencji Blogerów. Spotkania, które ma być okazją do integracji środowiska i podnoszenia jakości piwnej blogosfery w Polsce. Dzięki wsparciu organizacyjnemu Pilsner Urquell udało się powołać do życia “Piwny Blog Day”. Pierwsza edycja odbędzie się już za tydzień, w sobotę 29 września w Poznaniu. Blog Day to warsztaty o tym co nas interesuje – o piwie, o sztuce degustacji i o blogowaniu rzecz jasna. To także panel degustacyjny i wieczorna eskapada po najlepszych poznańskich pubach (Setka, Ministerstwo Browaru, Brovaria). Mam nadzieję, że się tam spotkamy. Z blogerami – na konferencji, z czytelnikami – w pubie. Spragnionym piwnych nowości spieszę donieść, że tego wieczora o godzinie 20-ej w Setka Pub planowana jest premiera nowego piwa projektu Pinta – Angielskie Śniadanie 14°. Będzie to extra special bitter, czyli mocniejsza i pełniejsza wersja bittera w stylu brytyjskim. Serdecznie zapraszam. P.S. Kto z was będzie? Wyświetl pełny artykuł
  22. Kolejne, po schwarzbierze i weizenie, piwo rodem z północnoniemieckiego Straslundu. “Pirackie” trunki okazywały się jak dotąd niezłym wyborem w przystępnej cenie. Dzisiaj piwo nietypowe jak na produkt niemiecki, a mianowicie porter. Nie mocny porter w stylu bałtyckim, a lekki w stylu .. hm .. no właśnie jakim? Hanse Porter – brown porter (?) Ekstrakt 12Blg, alkohol 4% Wygląd: ciemnobrązowe, ale pod światło prześwitujące, lekko opalizujące. Piana beżowa o zmiennej fakturze, wątła, nietrwała. Aromat: przypalonego karmelu i tostów, nieco dalej słodowość i ciemne owoce (śliwki). Wysycenie: średnie w kierunku niskiego, właściwe. Smak: słodki, karmelowy, zbożowy. Goryczka niska typu palonego. Odczucie w ustach: pełne, lepkie. Nagazowanie i goryczka łagodzi nieco sytuację, ale nie do końca. Wrażenie ogólne: Jeśli traktować Hanse-Porter jako piwo deserowe, to może się podobać. Jest smaczne i bardzo aromatyczne, ale zdecydowanie zbyt słodkie jak na porter. Dobra pozycja dla miłośników słodyczy, zły wybór dla miłośników porterów. Ocena: 5/10 Wyświetl pełny artykuł
  23. Księga aromatów chmielu czyli The Hop Aroma Compendium lub Das Hopfenaromabuch dostępna jest od kilku miesięcy w języku angielskim i niemieckim. Autorzy opisali 48 najważniejszych i najciekawszych gatunków chmielu z Europy, USA i Australii. Innowacyjnością tej książki jest sposób, w jaki to zrobili. Nie koncentrowali się na technicznych kwestiach zawartości alfa-kwasów, beta-kwasów, myrcenu, kohumulonu itp. Do poszczególnych rodzajów chmielu podeszli od strony aromatycznej, zapachowej i smakowej. Chmiele bukietotwórcze Każdy gatunek ma swoje własne, niepowtarzalne cechy aromatyczne, które w określony sposób wpływają na odbiór gotowego piwa. Niektóre tradycyjne odmiany są powszechnie dobrze znane. Ostatnio jednak pojawiły się tzw. flavour hops czyli chmiele bukietotwórcze, które cieszą się ogromnym powodzeniem wśród minibrowarów amerykańskich i już zaczynają być stosowane w Europie, w tym również u nas. To właśnie amerykańskim craft-brewers zawdzięczamy zupełnie inne spojrzenie na chmiel. Odrzucili oni klasyczną, europejską wizję chmielu, według której roślina ta to jedynie przyprawa będąca źródłem goryczki i pospolitego aromatu. Amerykanie odkryli lub stworzyli przeróżne odmiany o tak fantazyjnych, często owocowych, kwiatowych, ziołowych aromatach i smakach, jakie w Europie nie występowały w piwie od czasów średniowiecza. Ukuli oni pojęcie flavour hops, które odnosi się do złożonej kompozycji aromatów, smaków i odczucia w ustach. Dostrzegli w chmielu nie tylko procentowe wartości goryczkowo-aromatyczne, ale nadali mu niepowtarzalnej tożsamości aromatyczno-smakowej. Tożsamość chmielu Próba identyfikacji chmielu powierzona została najlepszym sommelierom piwnym i perfumiarzom, którzy za zadanie mieli sensorycznie scharakteryzować każdy z badanych gatunków chmielu. Wcześniej chmiele te rozpuszczone zostały w czasie 30 minut w wodzie o temperaturze 20 stopni C. Dodatkowo uwarzonych zostało w identyczny sposób 48 testowych piw zawierających jedną z odmian chmielu. Chmiel jest niezwykle bogatą aromatycznie rośliną, a chmiele bukietotwórcze dostarczają wyjątkowo dużo doznań aromatyczno-smakowych. Autorzy książki podjęli więc również próbę określenia i ujednolicenia terminologii związanej z opisem aromatów chmielowych. Ponad 80 różnych skojarzeń podzielili na 12 grup deskryptorów. Testerzy musieli ocenić intensywność występowania danych deskryptorów zarówno w wyciągu wodnym jak i gotowym piwie. Efektem ich pracy jest zarówno słowny opis jak i diagram pajęczynowy wizualizujący profil aromatyczno-smakowy badanych odmian chmielu. Książka skierowana jest w pierwszej kolejności do piwowarów, którzy dzięki niej mogą lepiej i bardziej świadomie kreować swoje piwa, skomponować ostateczny profil chmielowy, a tym samym używając nowych odmian chmielu zaskoczyć niebanalnym charakterem swojego piwa. Na pewno skorzystają na niej również osoby parające się degustacją piwa. Książka ta pozwoli im lepiej zrozumieć istotę aromatów chmielowych i wzbogaci ich słownictwo i odczucia. Deskryptor Asocjacja mentol mięta, melisa, szałwia, metaliczny, kamfora herbata herbata zielona, rumiankowa, czarna zielone owoce gruszka, pigwa, jabłko, agrest, drożdże winiarskie, eter cytrusy grapefruit, pomarańcza, limetka, cytryna, bergamotka, palczatka cytrynowa, imbir zieleń trawa, liście pomidora, zielona papryka warzywa seler, por, cebula, karczochy, czosnek, czosnek niedźwiedzi śmietankowo-karmelowy masło, czekolada, jogurt, piernik, miód, śmietana, karmel, toffi, kawa drewno tytoń, koniak, barrique (dębowa beczka na wino), siano, skóra, tonka (fasola), przytulia (marzanka), kadzidło, mirra, żywica przyprawy/zioła lubczyk, pieprz, chilli, curry, jałowiec, majeranek, estragon, koper, lawenda, anyż, lukrecja, koper włoski czerwone jagody cassis (syrop z czarnej porzeczki), jagody, maliny, jeżyny, truskawki słodkie owoce banan, arbuz, melon, brzoskwinia, morela, marakuja, liczi, suszone owoce, śliwka, ananas, białe żelki kwiaty kwiat bzu czarnego, kwiat rumianku, konwalia, jaśmin, kwiat jabłoni, róża, pelargonia Czytaj całość na blogu autora
  24. 29 września będzie dniem, kiedy po raz pierwszy w Polsce piwni blogerzy zjadą do Poznania, by podyskutować o piwie, piwowarstwie i oczywiście piwnych blogach, ich stanie obecnym i perspektywach rozwoju. Właśnie ukazał się program zjazdu. Jak widać będzie trochę wykładów, trochę dyskusji, trochę degustacji i okazja do osobistego poznania się nawzajem. Czytaj całość na blogu autora
  25. Mówią o nich kolaboranci. Spotykają się w Chrząstawie Małej, by knuć plany podboju piwnego świata. Po cichu, podstępnie układają tajne receptury, by po jakimś czasie gotowy produkt przemycić do najlepszych lokali w kraju. Tak też było z Rekinem, bohaterem dzisiejszego programu. Chociaż o jego istnieniu wiedzieli tylko wtajemniczeni i cały jego zapas znikł tak szybko jak się pojawił, mi udało się tajnymi kanałami zdobyć kilka jego próbek. Zatem już za chwileczkę sprawdzimy co kryje się w tej niepozornej szklanej butelczynie. Tymczasem jeszcze słów kilka o sprawcach zamieszania. Tomasz Kopyra i Wojciech Frączyk – to oni podjęli rękawicę i dołączyli do małej polskiej piwnej rewolucji. Pierwszy z nich, to uznany piwny bloger, felietonista, a przede wszystkim utalentowany piwowar domowy z długim stażem. Drugi – restaurator, fanatyk dobrego piwa, od wiosny tego roku właściciel browaru restauracyjnego. Połączenie wiedzy Tomka z Wojtkowym zamiłowaniem do eksperymentów zaowocowało kilkoma ciekawymi recepturami, które przerodziły się w nowatorskie na polskim rynku piwa. Pierwszy był Kruk (american stout), po nim pojawił się Shark (american pale ale), a dosłownie kilka dni temu światło dzienne ujrzał Borsuk (smoked porter). Piwa bezkompromisowe i co najważniejsze, bardzo udane. Gdzie się tylko pojawią, sieją niezły zamęt i znikają w mgnieniu oka. Mam nadzieję, że to dopiero początek dłuższej współpracy duetu Kopyra&Frączyk. Shark – american pale ale(?) Skład: woda, słody: pale ale, monachijski, pszeniczny, zakwaszający, oraz chmiele: Chinook, Citra, Cascade. Drożdże US-05. Ekstrakt 11,6Blg, alkohol 4,9% Wygląd: jasnozłote, opalizujące. Piana śnieżnobiała, niezbyt obfita, ale utrzymuje się dzielnie w postaci korzuszka. Aromat: słodkich owoców – mango, brzoskwini, nieco dojrzałego banana. Poza tym żywiczny, sosnowy. Przyznam, że tego się nie spodziewałem. Zaskoczenie jest na pewno na plus. Wysycenie: umiarkowane do niskiego, dobrze dobrane. Smak: zdecydowanie chmielowy, wytrawny. Bardzo szybko do głosu dochodzi potężna, żywiczna, długo utrzymująca się na tyłach języka goryczka. Odczucie w ustach: no cóż, dość ekstremalne. Mało treściwe, na początku delikatnie szczypiące od wysycenia, ale już po chwili szorstkie i cierpkie od goryczki. Wrażenie ogólne: Po prostu “Extremly hopped sunny ale”. Genialne w aromacie, ekstremalne w smaku. Agresywne i ostre. Nie wiem co autorowie mieli na myśli i czy udało im się to osiągnąć, ale mi się to piwo podoba. Nieco większa treściwość mogłaby złagodzić nieco goryczkę, ale czy to zrobiło by temu piwu lepiej? Chyba nie. Napiszę jeszcze o czymś o czym zwykle nie wspominam, mianowicie o oprawie graficznej. Moim zdaniem jest wzorcowa. Etykieta ładna, czytelna i przyciągająca uwagę, ale przede wszystkim z kompletem informacji. Po lekturze od razu wiemy czego się spodziewać w środku. Życzyłbym sobie, by inni też poszli tą drogą. Ocena: 7/10 Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.