Skocz do zawartości

Pawex

Members
  • Postów

    33
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Pawex

  1. No i znów się odezwę w tym temacie, bo potrzebowałem trochę czasu aby zaobserwować, co się będzie działo z tą podfermentowaną nalewką. I powiem szczerze, że jestem zawiedziony, bo tak jak poprzednia pachniała malinami, tak ta zalatuje fermentem, i malin jakoś tam doszukać się nie potrafię. Nalewka z tego chyba będzie marna. Tylko szkoda tego spirytusu. Wiśniówka trochę lepiej pachnie, ale to też nie jest to co przed rokiem. Więc jak to jest, że w przepisach można nawet znaleźć, że owoce z cukrem w ciepłym miejscu powinny stać dwa tygodnie. Przecież to już nie sfermentuje, tylko spleśnieje... W moim tworzeniu nalewek zawsze najlepiej sprawdzało się zalewanie alkoholem na następny dzień, maksymalnie na trzeci. Tymczasem moje owoce zaczęły już na czwarty dzień fermentować, i taka kicha z tego wyszła. To jak Wy to robicie, że przez tyle dni nie fermentuje. Albo fermentuje, ale wychodzi dobra nalewka?
  2. No to całe szczęście, że uważacie to za normalne. Wiśnie już zalane spirytusem. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. A podpowiedzcie mi jeszcze, jakie mógłbym wrzucić przyprawy. Tylko zależy mi na lekkim posmaku przypraw, aby jednak wiśniówka smakowała wiśniami. Jakie i w jakich proporcjach tak powiedzmy na każdy litr nalewki ich sypać?
  3. No dziękuję Ci bardzo za uspokojenie. Jutro leję alkohol. Już myślałem, że wiśniówki 2013 nie będzie Chyba bym się pochlastał, bo wiśniówka 2012 wyszła tak dobra, że ostatnią butlę obkleiłem taśmą, aby nikt mi jej nie wychłeptał A jeszcze takie pytanko, bo Twojego linka przeczytałem, i tam jest mowa o spirytusie i wódce. Czy nie lepiej spirytus mieszać z dobrą wodą, bo te wódki u nas to takie średniej jakości... To tylko takie pytanie techniczne o opinię. Dzięki serdeczne. Pozdrawiam.
  4. Witam! Moje pytanie dotyczy nalewki wiśniowej. Trzy dni temu udało mi się jeszcze kupić końcówkę wiśni, bo jakoś przespałem sezon. No więc szczęśliwy zasypałem wiśnie cukrem, odstawiłem aby puściły sok, a że sok poszedł niemal natychmiast, toteż planowałem jutro (dzień czwarty) zalać alkoholem. Ale dzisiaj zaglądam, a tam się wino robi. Piana na wierzchu, i co jakiś czas puszcza bąbla. Nawet pachnie trochę winem. A ja chcę nalewkę a nie wino. Więc co robić. Jak zaleję alkoholem takie fermentujące, to nie struję się tym? Czy już się uratować nie da? Bardzo proszę o szybką pomoc, bo cos musze z tym robić. Nigdy nie miałem takiego przypadku, bo zawsze zalewałem alkoholem na drugi dzień, a teraz trochę przetrzymałem z braku czasu.
  5. Może pytanie wyda się banalne, ale tak na prawdę naszukałem się w internecie, i nie znalazłem jednoznacznej odpowiedzi. Pomiędzy wierszami można wyczytać, że nie powinno zlewać się do butelek bezpośrednio z kranika, tylko przy pomocy rurki, żeby nie napowietrzać. Podobno po nalaniu do butelki powinno się odczekać chwilę przed zakapslowaniem. Ale to wszystko jest 'podobno'. Więc jak to jest z tym butelkowaniem. Chodzi mi o techniczne wykonanie. Tzn. jak używać wężyka (wsadzić do fermentatora czy założyć na kranik), drugi koniec wsadzić do butelki na dno czy trzymać ponad dnem, co się stanie, gdy napowietrzymy piwo (ja trzy warki lałem po ściance do butelek i nic się nie stało - nawet dziś po ponad roku smakuje bardzo dobrze), czy po zalaniu butelki kapslować od razu czy czekać, a jeśli czekać to jak długo i po co. Więc niby prosta rzecz - butelkowanie, ale jednak sporo niuansów. Zapewne nie o wszystkich tu wspomniałem, więc bardzo prosiłbym o rady. Pozdrawiam
  6. Ale jak na tej cichej nie bulgocze już zupełnie, to uda się to nagazować w butelkach? Jeżeli nie bulgocze, to drożdże już nie pracują. Tak po tygodniu czy dwóch na cichej będą one tam jeszcze, aby nagazować piwo w butelce?
  7. Witam! Mam pewien problem, i wolałbym zapytać zanim coś zepsuję. Szukałem po forum, ale tak jednoznacznie to odpowiedzi nie uzyskałem. Więc wolę spytać zanim coś zepsuję. Chyba że już za późno. Niedawno postawiłem dwie warki z puszek: Abdij z glukozą (Brewferm) i Heritage Lager ze słodem w syropie (Coopers). I po kolei. Adbij fermentował bardzo ładnie i dynamicznie. Po 13 dniach w rurce czasem bulgotnęło, ale bardzo rzadko, więc przelałem na cichą. I na cichej już w ogóle nie bulgocze. Czy tak ma być. I jak długo na tej cichej ma tak stać. Pamiętam, ze poprzednie warki na cichej jeszcze czasem zabulgotały, a jak przestały już zupełnie, to butelkowałem. A w tej jest cisza od początku. Tak się zastanawiam, czy żyje tam coś jeszcze, czy nie okaże się, że po zabutelkowaniu nie będzie komu nagazować piwka... Bo z tego co wiem (poprawcie mnie albo potwierdźcie), w piwie musi byc jakaś ilość drożdży, które po zabutelkowaniu jeszcze je dadzą rade nagazować. Druga warka z kolei, czyli Heritage bulgocze od samego początku bardzo powoli i leniwie. Po kilku dniach takiego lenistwa wziąłem fermentator i zamieszałem nim porządnie. Osad widoczny na dnie uniósł się, potem i tak opadł, i bulgotanie nadal jest bardzo powolne. Na dniach zamierzam przelać na cichą. Ale myślę sobie, czy tak ma być, że fermentacja przebiega tak wolno. Dodam, że oba fermentatory stoją w temperaturze pokojowej około 21 stopni. Tego Heritage chciałem wystawić do piwnicy do około 10-15 stopni w dzień, ale trochę jeszcze noce zimne, to obawiałem się, że temperatura spadnie poniżej i wszystko zdechnie. Jak to jest z tymi dolniakami - dają one radę w tak niskich temperaturach? Będę bardzo wdzięczny za wyczerpujące odpowiedzi. Pozdrawiam serdecznie Paweł
  8. No własnie na takich radach mi zależało. Dziękuję. Nie zgodze sie jednak z tym, że nie warto przelewać na cichą. Do tej pory zrobiłem 4 warki z puszek, każde inne. Moje pierwsze piwo - Pilsner - zrobiłem właśnie bez cichej, bo się naczytałem że nie warto. W efekcie jest trochę mętne, i od początku wali drożdżami. Po pierwszym miesiącu smak drożdży był bardzo intensywny, przez co zniechęciłem się, bo myslałem, że wszystkie domowe tak mają. Teraz po ponad pół roku leżakowania smak drożdży trochę osłabł, ale i tak piwo smakuje drożdżami. Jest mimo wszystko bardzo dobre, ale posmak drożdży psuje to piwo. Kolejne warki zrobiłem więc z cichą, i posmaku drożdży ani śladu. Po wlaniu po kufla jest super-klarowne, a smak z miesiąca na miesiąc coraz lepszy. I to zachęca do kolejnych produkcji. Więc ja będę się upierał, że nawet produkty z puszek warto, a nawet trzeba przelewać na cichą. Chyba że ktoś lubi smak drożdży.
  9. Oj tam, oj tam. Nie atakujcie mnie już tak, bo ja dobre chęci posiadam, i tylko wiedzy trochę zdobyć zapragnąłem Miałem dopisać w poprzednim poście, że zapewne moje wnikliwe pytania okażą się drażniące, ale sobie ten dopisek odpuściłem. Ja wiem, że wszystko doświadczeniem trzeba, ale po co mam zepsuć 23 litry piwa tylko dlatego, że się przestraszyłem gniewu Kolegów z forum, i nie spytałem Na razie mam na koncie tylko 4 warki, i faktycznie od sklepowych sików to o niebo daleko. Póki co jednak zgłębiam temat. W zestawach puszkowych, jak na razie, zawsze miałem drożdże no name. Więc skąd mam wiedzieć co tam jest. To co pisze Coelian najbardziej trafia w moje wątpliwości - konkretnie i na temat, ale momentami się gubię. Dla kogoś zielonego na prawdę mogą wydawac się niezrozumiałe teksty, które dla profesjonalistów są oczywiste. Ot tyle. I nie przeczę, że na tym forum takie tematy były poruszane, ale każdy ma swoje wątpliwości i niuanse, i tylko czytając niewiele uda się wywnioskowac. No ale mimo wszystko i tak jestem mądrzejszy o kilka kwestii niż jeszcze wczoraj. I o to chyba chodziło... I wszystkim jestem za to bardzo wdzięczny... tylko Kolega zgoda porwał się jedynie na złośliwą uwagę, a na temat ani słowa... No ale niech będzie. Z uczniakami (a w tym przypadku jestem nim ja) zawsze tak jest... Pozdrawiam.
  10. No właśnie, i jak ja mam czegoś się dowiedzieć, skoro same sprzeczności. Coelian, napisałeś, że "tylko Coopers daje dolniaki do puszek". Skoro więc zrobienie piwa z dolniakiem w temperaturze pokojowej konczy się "piwem owocowym", to dlaczego ja zrobiłem 2 Coopersy w temperaturze pokojowej, i to latem (więc jakieś 23 stopnie) i są rewelacyjne?
  11. A jak właśnie wygląda sprawa z tymi drożdżami. Bo jeżeli do puchy z lagerem dają drożdże górnej fermentacji (dla łatwiejszej obsługi w warunkach domowych), to co powiedzielibyście na taki zabieg, aby drożdże dołączone do puchy wywalić, i dodać inne, kupione oddzielnie, typowe dolnej fermentacji. Tylko tutaj pojawia się kilka pytań: 1. ile tych drożdży trzeba by dodać i w jaki sposób w ogóle ocenić ilość potrzebnych drożdży; 2. jak rozpoznać drożdze górne i dolne; 3. czym różnią się od siebie różne szczepy, jeśli wszystkie są np. dolne, i jak wybrać ten najwłaściwszy do określonego piwa; 4. czy fermentacja drożdżami dolnymi w temperaturze pokojowej da inny efekt niż fermentacja drożdżami górnymi w tej samej temperaturze? To ostatnie pytanie uzasadniam tym, że nawet jeśli będę fermentował typowo dolnymi drożdżami, to i tak w mieszkaniu najniższa temperatura cieczy jaką mogę uzyskać, to jakieś 18 - 19 stopni. Chyba że dodatkowo jeszcze bym jakoś chłodził lodem z zewnątrz fermentator. Ale załóżmy że nie będę i w środku będzie te 20 stopni powiedzmy. To warto zamieniać drożdże?
  12. Dziękuję za te odpowiedzi, ale... nadal niewiele wiem. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że wystarczy zrobić wszystko według instrukcji, ale jednak wolałbym być bardziej świadomy. Oto co wyczytałem na wikipedii: Drożdże dolnej fermentacji wymagają niższych temperatur ok. 5–13 °C i osadzają się na dnie kadzi, natomiast drożdże górnej fermentacji zbierają się na powierzchni i fermentują w temperaturze 15–25 °C. No to jak to jest możliwe, że zrobiłem Pilznera i Lagera (dolna fermentacja) w temperaturze 22 st.C? Co, zrobiłem Pilznera fermentacją górną? Temperaturę sugerowaną w instrukcji podano od 21 do 25 st. C. Więc jak to się ma do definicji dolnej fermentacji? Czy to jest może tak, że drożdże dają radę i w 10 stopniach i w 25 stopniach, a potem to już tylko wpływa na profil smakowy, jak to napisał bogdan62. Tylko w takim razie po co producent podaje w instrukcji, aby fermentację przeprowadzać w 21-25 st.?
  13. Witam po dłuższej nieobecności. Poczytałem sobie niedawno o fermentacji i... zgłupiałem. Zupełnie sprzeczne informacje są w różnych miejscach. Otóż szukałem sobie brewkita do zrobienia kolejnego piwa, i przy pilsenerze była informacja, że w zestawie sa drożdże dolnej fermentacji (podobno Pilsener jest górnej fermentacji...). Ponadto napisano: "Zalecana temperatura fermentacji piwa 10 - 16°C. Jeżeli nie masz możliwości przeprowadzenia fermentacji w takiej temperaturze, piwo można również przygotować w temperaturze 19-23°C". To co to są za drożdże? Mutanty jakieś? Jak zrobię w 10 stopniach to będzie dolnej fermentacji, a jak zrobię w 20 stopniach to górnej? Już sie kompletnie pogubiłem. Zrobiłem w swojej karierze cztery warki z brewkitów (rewelacyjne zresztą), i podczas fermentacji drożdże były na górze (więc górna fermentacja), potem opadły na dno. Bo liczy się to, gdzie są drożdże gdy fermentują. A na Wikipedii napisali, że dolna fermentacja to taka, gdzie drożdże opadają na dno po zakończeniu fermentacji. Więc chyba sami autorzy tych różnych informacji nie za bardzo wiedzą, o co chodzi. Więc pomóżcie i podpowiedzcie mi, jaka to jest górna, jaka dolna, i po czym to poznać zaopatrując się w kolejnego brewkita. Na nazwach drożdży się nie znam, więc tez nie będę umiał przydzielić co do czego. Da się np. zrobić Pilsnera fermentacją dolną? Mi bardziej odpowiada chyba górna, z tego względu, że raczej wolę jasne i lekkie piwa, a nie ciężkie, jak np. pszeniczne. No i domowe warunki to też temperatura, czyli w grę wchodzi chyba tylko górna fermentacja. Prawda, czy nie prawda? Chyba troche namieszałem, ale juz mam taki mętlik w głowie... Pozdrawiam Paweł
  14. To trzeba by chyba zrobić badania chemiczne, aby się dowiedzieć. Ja tak sobie myślę i analizuję, że aby nawet coś trującego zaszkodziło, to trzeba by wypić tego dużo. A dużo to się piwa pije, ewentualnie czystej wódki, a nalewki się degustuje. W przepisie, według którego ja robiłem pestkówkę była szklanka pestek na litr nalewki. Ja zrobiłem litr z połowy szklanki pestek (więcej nie miałem), więc to stężenie cyjanowodoru jest mniejsze niż w przepisie. A mimo to mocno pachnie pestkami. Jak poleżakuje jeszcze z tydzień, i nadal będzie taki aromat, to może jeszcze bardziej rozcieńczę. Bo w pewnym stopniu ten aromat może stać się zbyt intensywny i nawet uciążliwy. Przepis który miałem zakładał w ogóle jakieś kosmiczne ilości cukru i pestek, przez co nalewka wyszła by strasznie słodka, i aż zanadto aromatyczna. Więc teraz modyfikuję i ulepszam pod swoje upodobania. No i mam nadzieję, że przezyję Faktycznie, nie taki syf wypijamy i zjadamy.
  15. Witam serdecznie wszystkich! Jako że w garażu stoją 3 skrzynki piwa, wzięło mnie na robienie nalewek. Obudziłem się w ostatniej chwili, i zdążyłem jakieś 2 miesiące temu zrobić pierwszą moją nalewkę z ostatnich malin. Pychota! Gdybym zakumał wcześniej, zrobiłbym 10 litrów, a nie tylko 2. Potem były gruszki (na pocieszenie) - na razie się moczą. No i niedawno wpadły mi w ręce owoce pigwowca. Też się moczą. Zrobiłem tez nalewkę z pestek tegoż pigwowca. Dla odmiany - moczą się. Nastaw pachnie po prostu rewelacyjnie (smakuje też - sic! ). Tylko że tak się zastanawiam, czy nie upędzę jakiejś trucizny. Zapach zapachem, ale ponoć pestki wszystkich owoców są szkodliwe (kwas pruski). Z tego też powodu chciałbym prosić o opinie Szanownych Fachowców, czy to aby mojej rozkoszy smakowej nie przypłacę zdrowiem... Na litr nalewki poszło pół szklanki pestek. Zapach po 4 dniach moczenia jest bardzo intensywny. Jak to więc jest z tymi pestkami i kwasem pruskim? Pozdrawiam serdecznie Paweł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.