Ostatnio przez różne zbiegi okoliczności przetrzymałem cydr w gąsiorze na burzliwej (o ile w tym wypadku maożna tak powiedzieć) ponad dwa miesiące. Jak sie zabrałem, żeby go wreszcie zabutelkować, miałem dużą obawę, że będzie do wylania. Nic z tych rzeczy. Nabrał bardzo ciekawych nut, zdaje się być bardziej winny.
Nie sądze, że w zamkniętym środowisku (izolowanym tylko wodą z rurki fermentacyjnej, gdzie cięższe od tlenu CO2 chroni lustro cydru od zakażeń może dojść spontanicznie do jakiegoś bardzo negatywnego procesu. Słyszałem co prawda o cydrach, które stawały się octami, ale mam wrażenie, że w tych wypadkach proces zaczyna się znacznie wcześniej.
P.S
To była fermentacja na szóstej szarży nigdy nie wyciąganych z gąsiora S-04. Bodajże 3 litry soku tłoczonego uzupełnionego litrem kartonikowego (piąty litr stanowi breja drożdżowa na dnie, której nie ruszam tylko zalewam kolejnym nastawem).
P.S II
Z nagazownaniem nie ma problemu.